W Powstaniu:
Kiliński - 1 kom.plut.162
M. Daleszyńska
Moje wspomnienia z okresu II wojny światowej
Patrolowej I kompanii I patrolu plutonu 162
W 1932 r. ukończyłam kurs dla sanitariuszek i 24 sierpnia zostałam zmobilizowana do obrony Warszawy. Walczyłam jako sanitariuszka, aż do kapitulacji stolicy.
W styczniu 1940 r. przystąpiłam do konspiracji. W mieszkaniu moim na ul. Dobrej 15 m 21 odbywały się szkolenia podchorążych z bat. „Baszta”, gdyż bracia moi Michał i Zbigniew Salscy należeli do tego batalionu.
W marcu 1941 r. zostałam zaprzysiężona i od tej pory w moim mieszkaniu odbywało się również szkolenie sanitariuszek batalionu „Kiliński”, które prowadził Jerzy Trediakowski – „Mikołaj” .Pod koniec tego roku „Mikołaj” skierował mnie do pana Windygi ps. „Taras”. Przez krótki okres czasu p. Windyga prowadził kancelarię IV obwodu. Gdy się zorientował, że w mieszkaniu moim jest drukarnia „Dwa dni”, którą prowadził p. Treciakowski – „Mikołaj” szkolenie sanitariuszek i podchorążych, kazał mi maszynę do pisania przenieść na ul. Hożą 30. W mieszkaniu moim oprócz tego przechowywana była radiostacja z delegatury rządu na kraj, nadawał na niej Kazimierz Rudnicki, oraz broń.
Taka bogata działalność była możliwa z uwagi na to że prowadziłam pracownię dziewiarską, czyli duży ruch w moim mieszkaniu nie budził podejrzeń.
Największym przeżyciem z tego okresu, jakie utkwiło w mojej pamięci było:14 X 1943r. chłopcy szli do akcji, z mojego mieszkania wychodziło 6-ciu, moi dwaj bracia Michał i Zbigniew , Kazimierz i Jan Rudniccy oraz jeszcze dwóch których imion nie pamiętam. Jasio z kolegą repetowali broń w pokoju. Nagle padł strzał. Jan został zabity przez kolegę. Zatelefonowałam do koleżanki „Klary” Franciszki Krupniewskiej, aby umówiła, mnie natychmiast z „Mikołajem” u siebie. Po wysłuchaniu całej historii „Mikołaj” powiedział, że powinnam drzeć się, że to napad bandycki. Na moją uwagę- co miała zrobić z drukarnią i wszystkim co było w skrytce powiedział, że w naszym zgrupowaniu jest policjant pracujący na dworcu „Wschodnim”- on musi pomóc.
Na prośbę policjanta, z którym się skontaktowała, przyjął mnie komisarz mojej dzielnicy. Ustaliliśmy, że muszę powiedzieć coś w co komisarz by uwierzył, a co nie było prawdą. Komisarz przydzielił mi zdolnego wywiadowcę, który w czasie rozmowy ze mną widząc moje wahania na udzielane pytania sam naprowadzał mnie na „prawidłową” odpowiedź. Był ze mnę 2 razy na policji w Al. Ujazdowskich i pomógł mi załatwić tę sprawę. Ja jedynie musiała dostarczyć fałszywy akt zgonu i zezwolenie od prokuratora na pochowanie, gdyż nie można było oddać zwłok do prosektorium na sekcję.
28 lipca 1944 r. piątek wieczorem musiałam stawić się na punkcie w gimnazjum „Oświata” w Warszawie przy ul. Świętokrzyskiej 27. Na punkcie tym przebywaliśmy od piątku wieczór do niedzieli rana, ze względu na bezpieczeństwo kazano nam rozejść się grupami do zaufanych osób, gdzie należał oczekiwać godziny „W”.
Z uwagi na mieszczącą się w moim mieszkaniu drukarnię „Dwa dni” /względy bezpieczeństwa/ nie mogłam swego patrolu poprosić do siebie. Uzgodniłyśmy z koleżanką „Klarą” Franciszką Krupniewską, że cały patrol będzie oczekiwał godziny „W” w Jej mieszkaniu przy ul. Wilczej 30. We wtorek 1 sierpnia w godzinach przedpołudniowych wezwano nas ponownie do gimnazjum „Oświata”.
Na krótko przed godziną 17:00 usłyszeliśmy głośne wołanie dowódcy batalionu „Leliwa” – chłopcy za mną, -był to moment rozpoczęcia powstania.Na ul. Świętokrzyskiej pierwszym rannym postrzelonym w płuca był kolega, który przeżył powstanie i w 1945r. w lecie odwiedził mnie, nie pamiętam jego pseudonimu ani nazwiska.
Pierwszą noc powstańczą kazano mnie i „Karolinie” Krystynie Nachtlicht- Raczkiewicz wraz z chłopcami udać się na tyły poczty Głównej od ul. Świętokrzyskiej 17, w tym miejscu grupa chłopców atakowała Pocztę Główną, a ja z kol. „Karoliną” oczekiwałyśmy chwili, w której mogłyśmy być pomocne.
Następnego dnia w gmachu obecnego hotelu „Warszawa” ulokowano pluton 162. Wychylając się otrzymałam postrzał w głowę, niegroźny. Wieczorem pluton 162 przekwaterowano do zdobytej Poczty Głównej, gdzie przebywał przez kilka dni. Stamtąd pluton nasz przeniesiono na ul. Moniuszki 1, gdzie przebywałam do momentu zburzenia domu. W momencie bombardowania „Klara” i ja zmywałyśmy naczynia po obiedzie. Usłyszałyśmy warkot samolotu, nie zdążyłyśmy zbiec do piwnicy świst bomby zastał nas w przedpokoju. Uderzenie bomby rozbiło budynek, jedynie część przedpokoju i klatka schodowa zostały nienaruszone. Kol. „Klara” osłaniając mnie otrzymała uderzenie spadających belek i cegieł w plecy. Po zejściu do piwnicy wszyscy z plutonu byli zdziwieni, że żyjemy i jesteśmy całe. Z ul. Moniuszki przekwaterowano nas do gmachu MZK, skąd kilkakrotnie atakowaliśmy gmach Pasty.
Chłopcy i dziewczęta z plutonu 162 byli rozlokowani w gmachu Giełdy przy ul. Królewskiej i w innych placówkach. W kwaterze MZK pozostałam ja i kilku chłopców, wtedy przyszedł rozkaz wymarszu pod gmach Pasty. Po kilku – godzinnej walce Pasta została przez nas zdobyta. Podczas wyprowadzania jeńców niemieckich, gestapowiec o polskim nazwisku Kalinowski lub Kwiatkowski otrzymał postrzał w krocze. Polecono mi zrobić gestapowcowi opatrunek, chłopcy rozpoznali w nim sprawcę, który katował w Alei Szucha.
Po zdobyciu gmachu Pasty dowódca batalionu „Leliwa” wezwał, ażeby na ochotnika zgłosiły się trzy sanitariuszki, które miały zostać z chłopcami w gmachu Pasty. Zgłosiłam się wraz z dwiema sanitariuszkami, pseudonimów nie pamiętam.
Wojsko odeszło na kwatery, my ucieszeni zdobyciem tak ważnej placówki staliśmy w oknach od ul. Zielnej. Wtedy zostaliśmy zaatakowani przez Niemców z granatników z Ogrodu Saskiego, byli zabici i dużo rannych. Gmach Pasty od podmuchu zaczął się na nowo żarzyć, było dużo dymu. W gmachu pozostało 15 chłopców i ja jedna. Dowódca wysłał łącznika po posiłki, ponieważ spodziewaliśmy się ponownego natarcia. Pamiętam humorystyczne zdarzenie z tego okresu:
Po ataku Niemców z granatników z unoszącego się dymu rozbolała mnie bardzo głowa. Chłopcy przynieśli mi leżak, na którym usiadłam. Nagle zauważyłam w budynku gospodarczym, który znajdował się na tyłach gmachu Pasty, trzech skulonych uciekających Niemców z przygotowanymi do strzału karabinami. Krzyknęłam – chłopcy Niemcy – wtedy Niemcy nie zorientowani, że znajdują się w oknach pochylili się tak, że tylko wystawały im siedzenia, chłopcy wzięli ich na cel.
Po nie długim czasie przyszła zmiana, wróciliśmy na kwatery, ja do MZK do swego plutonu, gdzie odłamkiem szkła ze ścian byłam lekko ranna w plecy i głowę. Jeszcze kilkakrotnie przechodziliśmy do gmachu Pasty na posterunki po czym rozkwaterowano pluton część na Pastę część na ul. Górskiego. Po dwóch dniach dołączyliśmy do reszty kompanii do gmachu Pasty. W gmachu Pasty zostałam wezwana do zrobienia opatrunku rannemu, idąc na opatrunek upadła bomba – gruba berta – gmach za trząsł się, a ja zostałam ranna w głowę spadającą cegłą. Do zrobienia opatrunku poszła inna sanitariuszka.
Z gmachu Pasty przeniesiono pluton na ul. Grzybowską do Fabryki Jarnuszkiewicza, gdzie przebywaliśmy do zakończenia powstania.
Mój zawód wyuczony – dziewiarka, przez 17 lat prowadziłam Klub Rencistów ze służby zdrowia,- Przychodni ul. Jasna 19.
Klub Rencistów mieścił się przy Krakowskim Przedmieściu 12.
Źródło
Muzeum Powstania Warszawskiego