ZBIGNIEW A. ZAWADZKI

ORGANIZACJA SANITARIATU KEDYWU

Jednostka Armii Krajowej – kryptonim „Rola-81” podlegała Komendzie Dywersji przy KG AK. Zadaniem tej komórki było udzielanie pomocy rannym i chorym żołnierzom podziemia, ukrywanie ich w szpitalach lub w tajnych lokalach i roztaczanie dalszej opieki nad nimi. Z czasem siecią organizacyjną „Roli-81” zostały powiązane wszystkie szpitale warszawskie. Inicjatorem stworzenia specjalnego oddziału Sanitariatu Kedywu był mjr dypl. Jan Wojciech Kiwerski, ps. „Inż. Rudzki”, „Oliwa”, „Kalinowski”, dowódca Oddziałów Dyspozycyjnych KG AK.

Idea stworzenia specjalnego sanitariatu konspiracyjnego zrodziła się w wyniku trudności, jakie zaistniały po bohaterskiej akcji odbicia więźniów pod Arsenałem Zmaltretowani więźniowie i ranni w tej akcji ukrywani byli w różnych mieszkaniach dzięki prywatnym znajomościom hm. „Zośki”, prof. Zawadzkiego. Hm .Zośka” (Tadeusz Zawadzki) był dowódcą grupy uderzeniowej w tej brawurowej akcji, notabene zainicjowanej przez mjr. „Oliwę”.

Sanitariat Kedywu powstał w maju 1943 roku. Na szefa sanitarnego powołano kpt. dr med. Cypriana Sadowskiego, który oficjalnie byt dyrektorem zakładu fizykoterapii Szpitala Ujazdowskiego. Pierwszym kandydatem był dr Szczepan Wacek, okulista i kierownik ambulatorium w Szpitalu Ujazdowskim, w podziemiu łącznik i przenosiciel grypsów z Pawiaka. Ze względu na te odpowiedzialne i ryzykowne zadania jego kandydatura nie została zaakceptowana. Kpt. dr med. Cypriana Sadowskiego zatwierdził szef sanitarny KG AK, płk dr med. Leon Strehl (Feliks). Wiele lat po wojnie dr Sadowski dowiedział się od płk. Strehl

Maltanski dr skiba

na pierwszym zebraniu organizacyjnym Sanitariatu Kedywu ,  że wybór padł na mnie dlatego, że to kawaler, chłop energiczny, można go poświęcić tej niebezpiecznej robocie.

Obecni byli gen. „Nil” (Emil August Fieldorf) – komendant dywersji KG AK, „Inż. Rudzki”, „dr Przemysława” (kpt. dr med. Zofia Maternowska), łączniczka gen. „Nila”, „pani Stasia” (Stanisława Kwaskowska) i kpt. dr med. Cyprian Sadowski. Według wspomnień doktora Sadowskiego, gen. „Nil”, zapytał: Jaki będzie pański pseudonim? – Skiba – mówię. – Miałem przyjaciela, nazywał się Skibniewski, przezywaliśmy go w szkole „Skiba”. W 1939 roku Niemcy aresztowali go, wywieźli do obozu i tam zamordowali.

Wobec tego, powiedział gen. „Nil”, komórka pańska będzie się nazywała w naszej poczcie „Rola”.

Wkrótce mjr „Oliwa” został oddelegowany na Wołyń jako dowódca 27 Wołyńskiej Dywizji Partyzanckiej. Kpt. inż. Adam Borys – „Pług”, „Pal”, „Dyrektor”, dowódca oddziału, „Agat” (Anty-gestapo), a późniejszego baonu „Parasol”, przejął pieczę nad organizującym się sanitariatem.

Sztab „Roti-81″ byt następujący: szef Sanitariatu Kedywu dr „Skiba” – kpt. dr med. Cyprian Sadowski, jego zastępca chirurg, „Bryła” – kpt. dr med.Czesław Markowicz, adiutant szefa sanitarnego kpr.pchor. „Padlewski” – Zbigniew Zawadzki, Stanisława Kwaskowska, Maria Szaadowa, Zofia Krasowska.

Dr „Skiba”, czterdziestoletni mężczyzna, średniego wzrostu, nieznacznie utykający (z powodu rany stopy odniesionej w kampanii wrześniowej), ciemnowłosy, z krzaczastymi brwiami i czarnym wąsem. Pogodny. z dużym poczuciem humoru i nigdy nie używający podniesionego głosu. Z miejsca rozpoczął werbunek lekarzy chętnych do uczestniczenia w akcjach dywersyjnych. Na początku zwerbował absolwentów Sanitarnej Szkoły Podchorążych, którym z powodu wybuchu wojny nie udało się uzyskać formalnego dyplomu lekarskiego, ale zatrudniono ich na stanowiskach lekarzy w szpitalach warszawskich. Pierwszymi lekarzami „Roti-81″ byli: dr „Brom” – Zygmunt Kujawski, dr „Bohdan” – Jerzy Ryszard Kaczyński , dr „Maks” – Zbigniew Dworak, oraz dr „Wodołaz” – Włodzimierz Nakwaski. Wszyscy z tego samego rocznika Sanitarnej Szkoły Podchorążych w Warszawie. W następnych miesiącach zostali dokooptowani dr „Kalina” – Jan Lipiński, dr „Poraj” – Tadeusz Biernacki i dr „Poboźański” – dr mad. Jan Chomiczawski. Średni wiek mężczyzn w„Roli-81″ wahał się w okolicy 30 lał.

PERSONEL „ROLi -81 ”

„Pani Stasia”, drobna, czterdziestosiedmioletnia, z wykształcenia dyplomowana pielęgniarka, wciągnęła się całym sercem w działalność sanitariatu. W istocie poświęciła się bez reszty tej pracy. Była prawą ręką dr „Skiby”. Umiała szybko zjednywać sobie ludzi swoim pogodnym usposobieniem Dla chłopców miała ciepłe, matczyne podejście i zawsze gotowa im była „nieba przychylić”. Mąż „pani Stasi”, zawodowy oficer, we wrześniu walczył w grupie „Narew” i dostał się do niewoli na wschodnich rubieżach Polski.

„Pani Maria” – Maria Szaadowa – przystojna, zgrabna trzydziestoletnia niewiasta była żoną oficera również uwięzionego w obozie na wschodzie. Praca dla sanitariatu wypełniała jej całe dnie.

„Duża Zosia” – Zofia Krassowska – wbrew jej pseudonimowi była raczej drobną, ale bardzo energiczna dwudziestoletnią dziewczyną. Przysięgła feministka, uważająca, że w walce i poświęceniu dziewczęta nie powinny ustępować chłopcom Studiowała na tajnych kursach Uniwersytetu Warszawskiego.

Zbiegiem okoliczności trzy panie, w różnych okresach, kończyły tę samą szkołę średnią: pensję Kowalczykówien w Warszawie.

„Pani Stasia” objęta funkcję referenta kontaktów szpitalnych i kontaktów z lekarzami w ambulatoriach przyszpitalnych. Stopniowo przejmowała także opiekę nad sprawami zdrowotnymi żołnierzy, a nawet ich członkami rodzin, o ile wymagali zaopatrzenia w leki lub finansowego wsparcia.

Do „pani Marii” należało załatwianie fikcyjnych dokumentów dla rannych przebywających w szpitalach na przybranych nazwiskach i uzyskiwanie leków oraz gromadzenie materiałów sanitarnych. „Duża Zosia” zajęta była werbunkiem dziewcząt, ich szkoleniem sanitarnym i przydziałem do oddziałów bojowych. Byłem wówczas studentem medycyny w. „Szkole dla Pomocniczego Personelu Sanitarnego” doc. dr. med. Jana Zaorskiego (zakamuflowane nielegalnie studia lekarskie pierwszych lat medycyny). Zostałem adiutantem dr. „Skiby”. Do moich obowiązków należały kontakty z dowódcami oddziałów dywersyjnych, przekazywanie rozkazów o planowanych akcjach dywersyjnych i pomocniczy udział w tych akcjach. Bytem również współodpowiedzialny za sprawy transportu zarówno rannych między szpitalami, jak i przewozu materiałów sanitarnych.

Zwerbowani przez dr. „Skibę” lekarze otrzymali przydziały do różnych Oddziałów Dyspozycyjnych Kedywu AK. A więc dr „Brom” został lekarzem oddziału „Zośka”, dr „Maks” i dr „Kalina” do oddziału „Agat” (późniejszy „Pegaz”, a następnie „Parasol”), dr „Bohdan” i dr „Poraj” do oddziałów dyspozycyjnych Kedywu warszawskiego (oddziały „Andrzeja” – Józefa Rybickiego) i dr „Pobożański” do grupy.”Jana” – Sawicza. Dr „Wodołaz” pozostawał w dyspozycji szefa sanitarnego. Zresztą, w wielu wypadkach następowały przesunięcia przydziałów, zależnie od wymogów sytuacji.

Od czerwca 1943 roku rozpoczął się szybki rozwój „Roli-81″. „Pani Stasia” z pomocą „pani Ady” (Konrady Gaszteckiej), mającej rozległe znajomości w Warszawie, zaczęła nawiązywać kontakty konspiracyjne ze szpitalami warszawskimi. „Pani Ada” starsza wiekiem, dała duży wkład w okresie organizacyjnym, lecz po paru miesiącach wycofała się z czynnego uczestnictwa, obiecując w razie potrzeby dalszą pomoc.

Szpital Ujazdowski, położony wzdłuż Alei Ujazdowskich, z wejściem głównym od ulicy Pięknej, od początku okupacji niemieckiej był głównym szpitalem współpracujących z podziemiem. Komendantem szpitala był pik dr med. Leon Strehl – „Feliks”, który był równocześnie szefem sanitarnym KG AK. Wszyscy lekarze pracujący w jego szpitalu byli związani z armią podziemną i dlatego szpital określano mianem „Rzeczpospolita Ujazdowska”. Z umieszczeniem w nim chorych nie było trudności. Dla naszego sanitariatu dodatkową zaletą było to, że „Skiba” i dr „Bryła” byli stale uchwytni, gdyż pracowali w tym szpitalu.

Wadę Szpitala Ujazdowskiego stanowiło jego położenie w sąsiedztwie niemieckich urzędów policyjnych, zatem główną bazą szpitalną „Roli-81″ stał się Szpital Maltański na ulicy Senatorskiej 40. Kontakt z tym szpitalem nawiązała „pani Stasia” przez siostrę przełożoną Barbarę Glińską, która poznała ją z komendantem administracyjnym szpitala Stanisławem Lipkowskim-Milewskim. W dalszej działalności szpital ten okazał się bezcenną oazą dla rannych z oddziałów zbrojnych, szczególnie dzięki pomocy dr med. Jerzago Dreyzy, dr med. Wacława Żebrowskiego oraz współpracujących z nimi lekarzy.

Szpital Maltański posiadał własną sanitarkę obsługiwaną przez Antoniego Drozdowicza. Samochód ten był wielokrotnie używany do przewożenia rannych jak i transportu materiałów sanitarnych. Drozdowicz wyjeżdżał ze mną również w teren na akcje poza Warszawę. Byt doskonałym kierowcą i równie odważnym towarzyszem wszelkich eskapad.

Sanitarka, czarna limuzyna, oznaczona była na bocznych szybach dużymi białymi krzyżami maltańskimi. Te oznakowania dawały pewne pokrycie przed władzami niemieckimi, ale z drugiej strony były tak uderzające, że używanie sanitarki było ograniczone i zastrzeżone zasadami konspiracyjnego bezpieczeństwa

Szpital Wolski na ul. Płockiej 26 zgodził się na współpracę dzięki staraniom pielęgniarki Hanny WielowiejskiejiI dr mad. Janiny Misiewicz „Myszki”. Wielu lekarzy z tego szpitala ściśle współpracowało z Sanitariatem Kedywu. Wśród nich dr med. Marian Piasecki (naczelny chirurg i dyrektor szpitala), dr mad. Laon Szoage-Menteuffel – „Krab”, dr.mad. Stefan Wesołowski, dr mad. Mieczysław Ropek i dr med. Jan QWójcikiewicz.

Główne dojście do Szpitala Dzieciątka Jezus na ul. Nowogrodzkiej załatwił „pani Stasi” dr Paweł Rudnicki – „Pawełek”. Chirurdzy pracujący w tym szpitalu, a między nimi dr Tadeusz Wagner I dr Witold Rudowski, oddawali nam nieocenione usługi. Stopniowo do udziału w konspiracji został wciągnięty przez dr. „Bohdana” szpital Św. Ducha i pracujący w nim chirurdzy dr Władysław Ostrowski ł dr Józef Dryjski, a przez dr „Maksa” – szpital Przemienienia Pańskiego na Pradze. Chirurdzy dr Stefan Przedpełski i dr Kazimierz Topolski operowali rannych żołnierzy także w zakonspirowanych lokalach. W krótkim czasie wszystkie warszawskie szpitale współdziałały z Sanitariatem Kedywu.

Zespół „Roli-81” spotykał się w gabinecie dr. „Skiby” na ulicy Kruczej 40 m 6, na pierwszym piętrze. Gospodynią mieszkania była niezwykle gościnna siostra doktora, pani Stanisława Sadowska, która udzielała też często schronienia osobom ukrywającym się przed okupantem ze względów rasowych czy innych. Jak na warunki pracy konspiracyjnej przez mieszkanie dr „Skiby” przewijała się duża liczba ludzi. Tutaj spotykali się prawie codziennie najbliżsi współpracownicy; bardzo często lekarze „Roli 81″ i niekiedy dowódcy głównych oddziałów bojowych. Częstym gościem bywał kpt. „Pług”.

Kpt. „Pług” trzydziestoczteroletni, postawny mężczyzna – „ptaszek”, skoczek spadochronowy z Anglii, zrzucony w październiku 1942 roku. Byt skrupulatnym i doskonałym organizatorem, niezwykle wymagającym od innych, ale i od siebie. Według relacji pani Stasi był to dziwny człowiek, którego trzeba byto szanować i cenić za jego podejście do sprawy, ale nie można go było lubić Miał nieraz takie powiedzenie. że nie wiadomo byto, czy to traktować jako dowcip, czy się obrazić Potrafił człowiekowi dziurę w brzuchu wygadać, ale zawsze swoje przeprowadził. Ostatecznie polubiłam go. za jego zainteresowanie się chłopakami, a rannymi i chorymi w szczególności, gdy kiedyś powiedziałam mu, że coś będzie drogo kosztować – odrzekł, że tam, gdzie chodzi o ratowanie życia ludzkiego, pieniądze nie mają żadnej wartość; to mnie zupełnie do niego przekonało, bo szło po linii moich myśli: ratować te młode, ofiarne życie od śmierci byto naszym najświętszym obowiązkiem.

Ulica Krucza w pobliżu skrzyżowania z Nowogrodzką była ludna i ruchliwa. Fakt, że przez kamienicę, w której mieszkał dr „Skiba” przewijała się znaczna liczba ludzi, nie był w tej okolicy zjawiskiem rzucającym się w oczy. Tym niemniej dr „Skiba” rzadko nocował w swoim mieszkaniu. Był bardzo towarzyski i łubiany, chętnie grywał w brydża, więc wiele przyjaznych domów stało dla niego otworem.

Innym miejscem naszych spotkań byty ławki na terenie skweru w Szpitalu Ujazdowskim. „Pani Stasia” widywała się tam też z „dużą Zosią” i sanitariuszkami z różnych oddziałów.

Na ulicy Szustra 49 (ul. gen. Jarosława Dąbrowskiego) znajdowała się willa, od frontu uszkodzona niemieckim pociskiem artyleryjskim, we wrześniu 1939 r. Szczyt domu z ulicy sprawiał wrażenie całkiem zniszczonego Pani Maria, zwana w „Roli-81″ „Góralką”.,Maria Flukowska żona znanego poety Stefana Flukowskiego, przebywającego w oflagu niemieckim, stworzyła zamaskowaną kawalerkę na trzecim piętrze wyposażoną w łazienkę, małą kuchenkę i skrytki. Funduszy na to dostarczył kpt. Jan Żelechowski – kpt. , Jan Kajus Andrzejewski”, jeden z dowódców Oddziałów Dyspozycyjnych Kedywu, który następnie zapoznał mnie z „Góralką” i lokal ten został przekazany do dyspozycji Sanitariatu Kedywu. Mansarda była dostatecznie obszerna, aby pomieścić cztery łóżka, ale mogła być wykorzystywana wyłączne przez lżej chorych i rekonwalescentów, którzy zdołaliby się wdrapać z drugiego piętra po desce z wbitymi stopniami. Dla chorych na noszach przejścia tego nie można było użyć. W tym szpitaliku opiekę nad pacjentami sprawowała „Góralka’’.

Konspiracyjną łączność utrzymywały dwie łączniczki; „Ela” – Krystyna Mrozowska i „Krysia” – Krystyna Karnibad. Główną tajną skrzynką pocztową „Roli-81″ była kawiarenka „Eternit’’ na rogu ul. Zgoda i Jasnej. Właścicielem lokaliku był przedwojenny pacjent dr „Skiby” z Ciechocinka, Jerzy Tomasal. Zawsze uśmiechnięty, sympatyczny brunet, na hasło „Dla Doktora” podawał lub odbierał pocztę konspiracyjną, którą ukrywał w specjalnie zbudowanym schowku za zlewem.

Latem 1943 roku rozpoczęty się kursy sanitarne z zakresu udzielania pierwszej pomocy, opatrywania ran, bandażowania oraz podstawowych zasad opieki nad chorymi. Były one prowadzone przez dr „Skibę”. dr „Broma” i dr „Maksa”, przy współudziale „Dużej Zosi” i „Oleńki” – Aleksandry Grzeszczak. Po zakończeniu kursu dziewczęta przydzielono do różnych oddziałów Sanitariuszki oddziałowe miały oznaczone grupy krwi, aby w razie potrzeby mogły być dawczyniami przy transfuzji. Badania grup krwi prowadzono pod nadzorem dr Pobożańskiego w Miejskim Instytucie Higieny. Żołnierzy poddano szczepieniom ochronnym przeciwko durowi plamistemu szczepionką Weigla

Sprawami zaopatrzenia w lekarstwa i materiały sanitarne zajmowała się „pani Maria”. Lekarstwa uzyskiwała na podstawie recept z nazwiskiem doktora Horbaczewskiego. Był to przyjaciel dr „Skiby”, który idąc na wojnę pozostawił u niego czyste blankiety, w latach wojny przebywał w Anglii. Często potrzebne lekarstwa, pani „Maria” otrzymywała bez recept i nawet bez opłat, przez znajomości z właścicielami aptek. Najczęściej pomagała apteka mgr. Szymańskiego, na rogu Nowego Światu i Smolnej, dzięki uprzejmości syna właściciela. Równie przyjaźnie odnosiły się apteki mgr. Bukowieckiego, mgr Jegletowicza, mgr. Tadeusza Szymańskiego i  mgr. Konstantego Potockiego, Poza tym „pani Maria” zajmowała się załatwianiem „lewych” dokumentów dla rannych i chorych przebywających w szpitalach.

Stopniowo rozpoczęto gromadzenie leków, opatrunków i narzędzi chirurgicznych we własnych lokalach i wynajętych mieszkaniach na ul. Hożej 9 i Nowym Świecie 40. Materiały sanitarne i narzędzia chirurgiczne uzyskiwano z różnych źródeł. Apteka Szpitala Ujazdowskiego (kier. mgr Rayski) posiadała zapasy Wojska Polskiego z 1939 roku, do których „Roła-81″ zdobyta dostęp na rozkaz komendanta szpitala płk dr med. Leona Strehla Inna część materiałów pochodziła z darów Polskiego Czerwonego Krzyża lub też ze zrzutów spadochronowych. Niektóre materiały zostały po prostu zdobyte. Dr „Skiba” z moją obstawą osobiście wymusił od dyrektora fabryki Roche’a na ul. Rakowieckiej znaczne ilości różnych środków przeciwbólowych (np. morfiny) i witamin.

Apteka Wendego na Krakowskim Przedmieściu 56 przeznaczona była „Nur fur Deutsche”. Od jednej z pracownic apteki dr „Kaliny” dowiedziałem się o planowanym wywiezieniu składów apteki do Niemiec. Jeden z oddziałów „Parasola” z udziałem dr „Kaliny” „wyewakuował” 10 lipca 1944 r. spiorę ilości zapasów. Za punkt przerzutowy zdobywania leków służył sklep owocowy Kwiatkowskich na ul. Poznańskiej, gdzie oczekiwałem na transport z dr „Skibą”. Zdobycze z fabryki Roche’a i apteki Wendego okazały się bardzo przydatne w Powstaniu.

 Różnie wyglądał udział Sanitariatu Kedywu w akcjach zbrojnych. W jednych kończył się na wyczekującym pogotowiu, a w innych był pełen dramatycznych napięć. Opisy akcji dywersyjnych oddziałów Kedywu zostały szczegółowo przedstawione w książkach Stanisława Jastrzębskiego, Aleksandra Kamińskiego, Piotra Stachiewicza i Tomasza Strzembosza.

Przedstawię zatem w skrócie tylko niektóre akcje bojowe „Roli-81”. Gdy akcja miała się odbywać w Warszawie, lekarz z walizeczką wyczekiwał w umówionym miejscu. Po udanej akcji 24 września 1943 roku, którą dowodził pchor. „Kopeć” – Stanisław Jastrzębski, samochód z żołnierzami z oddziału „Agat” zatrzymał się na rogu ul. Tamka i Smulikowskiego, gdzie czekał na nich dr „Maks”. Zapytał: Czy panowie jedziecie do Konstancina? , Kopeć odpowiedział: Nie jedziemy. Akcja na SS-Hauptscharfürera Augusta Kretschmana była udana i obyła się bez strat. Lekarz mógł zejść z posterunku.

W dniu 26 września 1943 roku przeprowadzono akcję na posterunek żandarmerii w Wilanowie, łącznie z akcją odwetową na wieś Kępa Latoszewska, zamieszkiwaną przez osiedleńców niemieckich. Volksdeutsche z tej wsi wydali w ręce gestapo grupę harcerzy z „Szarych Szeregów”, z których trzech zostało na miejscu rozstrzelanych. Akcję odwetową poprowadzili żołnierze baonu „Zośka”. Z ramienia „Roli-81 dr „Brom” z sanitariuszkami zaplanował zabezpieczenie sanitarne tej akcji. Straty w tej akcji były bardzo duże. Pięciu żołnierzy zostało zabitych lub zmarło w czasie transportu; innych pięciu odniosło lekkie rany. Dr „Brom” ewakuował rannych do klasztoru sióstr Urszulanek w Chylicach, a innych skierował do domu starców w Górze Kalwarii. Dr „Brom” osobiście zajął się także pogrzebaniem zmarłych w ogrodzie klasztoru w Chylicach. Następnego dnia dr „Wodołaz” przewiózł rannych sanitarką Szpitala Maltańskiego do Warszawy. Sanitariuszka „Justyna” – mgr farmacji Maria Głuchowska ranna w stopę, ukryła się w Pałacu Wilanowskim i następnego dnia została przez hrabinę Branicką dowieziona powozem do Szpitala Ujazdowskiego w Warszawie.

Miejsce i charakter akcji zapowiedzianej na 28 stycznia 1944 roku były osłonięte ścisłą tajemnicą. Dr „Skiba” polecił umówienie Szpitala Maltańskiego do przyjęcia rannych. Dr „Bohdan” miał wyczekiwać przed kawiarenką „Melodia” na placu Bankowym. Skończyło się na wyczekiwaniu – akcja nie doszła do skutku.

Pierwszego lutego przed „Melodią” spacerował dr „Maks”. Około godziny 9.40 z dużą szybkością podjechał samochód z widocznymi śladami kul i przestrzelonymi szybami. W aucie znajdowało się czterech rannych, w tym dwóch ciężko rannych w brzuch. Dr „Maks” wcisnął się do wypełnionego sześcioma żołnierzami samochodu i polecił „Sokołowi” – Kazimierzowi Sottowi podjechać pod Szpital Maltański. W drodze zorientował się, że „Lot”- Bronisław Pietraszewicz i „Cichy” – Marian Senger są ciężko ranni. „Olbrzymek” – Henryk Humiecki ma przestrzał klatki piersiowej, a „Miś” – Michał Issajewicz, powierzchowny postrzał głowy. Przy podjeździe do szpitala dr „Maks” zarządził ukrycie broni, gdyż w pobliżu stał esesman. Szpital okazał się nieprzygotowany do dużych zabiegów; był tylko jeden stół operacyjny, nie było gotowej sterylnej bielizny do operacji. Pozostali więc tu lżej ranni „Miś” i „Olbrzymek”. Dr „Maks” kazał „Sokołowi” jechać do Szpitala Ujazdowskiego. W tym momencie ciężko ranny, ale stale przytomny „Lot” odezwał się: Ujazdów nie – tam była akcja. Dr „Maks” zdecydował się więc na przewiezienie do Szpitala Przemienienia Pańskiego na Pradze, w którym sam pracował. Nie miał wyboru. Wiedział, że się dekonspiruje, ale ranni musieli być natychmiast zoperowani.

W czasie jazdy dr „Maks” okładał płatami gazy dużą ranę brzucha – „Cichego”, z wydostającymi się na zewnątrz pętlami jelit. W drodze auto zatrzymało się koło przystanku tramwajowego, u zbiegu ulicy Miodowej i Krakowskiego Przedmieścia, gdzie ludzie wsiadali do tramwaju. Przygodni przechodnie, w tym Niemcy ciekawi zaglądali do wnętrza samochodu, ale pozostali bierni.

W Szpitalu Przemienienia Pańskiego lekarz dyżurny wpisał do książki, że przyjął dwóch postrzelonych przez straż kolejową na Dworcu Wschodnim, w czasie przechodzenia przez tory. Tym niemniej w myśl obowiązujących przepisów niemieckich złożono meldunek komisariatowi policji, który wydelegował dwóch polskich posterunkowych do pilnowania rannych.

Na sali przedoperacyjnej „Lot” powiedział dr. „Maksowi”, że został zastrzelony Franz Kutschera, dowódca SS, policji i gestapo na dystrykt warszawski. „Lota” i „Cichego” operował zespół doskonałych chirurgów: dr Mieczysław Świniarski, dr Klaudiusz Czekalski i dr Maria Borkowska-Anusiakowa.

Tymczasem dr „Maks” zameldował dr „Skibie” o przebiegu ewakuacji spod „Melodii” i zrobił szkic szpitala z rozmieszczeniem telefonów i dyżurujących policjantów.

Kpt. „Pług” zarządził przygotowanie oddziału do uprowadzenia rannych ze szpitala natychmiast po skończonych operacjach. Sanitarkę do przewozu chorych załatwił dr „Skiba” z Miejskich Zakładów Sanitarnych za pośrednictwem dyrektora Juliusza Majkowskiego. Chorzy mieli być przewiezieni do szpitala na rogu ulicy Koszykowej i Chałubińskiego, ale po przybyciu sanitarki z chorymi i obstawą, lekarz, który uprzednio telefonicznie zgodził się przyjąć chorych, odmówił ich przyjęcia z powodu, jak się wyraził: zaistniałej sytuacji. Sugerował „pani Stasi” przewiezienie chorych do prywatnej kliniki dr. Webera na ulicy Chmielnej.

Zbliżała się godzina policyjna. W klinice dr Webera chorzy zostali warunkowo przyjęci tylko na jedną noc. Następnego dnia dyrektor Szpitala Wolskiego dr Marian Piasecki wyraził zgodę na przyjęcie jednego chorego. „Lot” został umieszczony w szpitalu z rozpoznaniem ostrego krwotoku płucnego. Drugi pacjent, „Cichy” został przewieziony sanitarką maltańską do Szpitala Ujazdowskiego, ale tutaj odmówiono jego przyjęcia, tłumacząc to nakazem komendanta szpitala nieprzyjmowania rannych po akcji na Kutscherę. W tej sytuacji z „panią Stasią” zdecydowaliśmy się przewieźć „Cichego” do Szpitala Maltańskiego.

Tego dnia cała dzielnica wokół Szpitala Ujazdowskiego obstawiona była posterunkami esesmanów. Tuż po wyjeździe z bramy szpitalnej nasza sanitarka została zatrzymana przez oficera SS czarnym mundurze. Gdy ten zajrzał do wnętrza samochodu, pani Stasia” wyjaśniła mu, że wieziemy chorego, którego nie przyjęto w szpitalu z braku miejsc. Esesman poradził nam Szpital Św. Rocha na Krakowskim Przedmieściu i przepuścił nasz samochód.

W Szpitalu Maltańskim „Cichy” został przyjęty na osobiste polecenie dr. Jerzego Dreyzy, którego po tej decyzje „pani Stasia” mianowała najodważniejszym lekarzem w Warszawie. Obydwaj ranni „Lot” i „Cichy”, mimo heroicznych wysiłków lekarzy, zmarli po paru dniach. Gestapo szukało śladu rannych uprowadzonych ze szpitala Przemienienia Pańskiego. Między innymi skontrolowali książkę pacjentów w klinice dr Webera, ale tam w danym dniu nie mogli znaleźć wpisanych chorych. Przeprowadzili ekshumację zwłok „Lota”. Po czym aresztowani zostali trzej lekarze Szpitala Wolskiego: dr Janina Misiewicz, dr Jan Wójcikiewicz i dr Mieczysław Ropek. Po dziesięciu dniach gestapo ich zwolniło. Ponoć za sutym okupem, który miał wyłożyć dyrektor dr Piasecki.

Analiza przebiegu ewakuacji rannych przewożonych po ciężkich operacjach ze szpitala do szpitala wykazała wątpliwą przydatność szpitali miejskich po dużych akcjach dywersyjnych. Takich zwłaszcza, które wywoływały wstrząs w całym mieście.

Na kilka dni przed Wielkanocą w 1944 roku kpt. „Pług” zlecił Sanitariatowi przygotowanie do akcji, która mogła być ciężka, połączona ze stratami i miała się odbywać poza Warszawą. W okolicy Mszczonowa „Rola-81 ” posiadała własny „kontakt”, przekazany mnie w ubiegłym roku przez inż. „Rudzkiego”. Udaliśmy się z dr „Maksem” i „panią Marią” sanitarką Szpitala Maltańskiego dla zorientowania się w położeniu majątku Mściska i uzyskania zgody na zorganizowanie tam punktu sanitarnego. Właściciele dworku, wielce sympatyczni państwo, wyrazili swoją zgodę bez wahania i wskazali nam pokoje, które będą mogły być przystosowane na sale zabiegowe. Miejsce zamierzonej akcji, ani jej cel nie były nam znane. W związku z przewidywanymi trudnościami w skład zespołu lekarskiego weszli dwaj doświadczeni chirurdzy. Jednym z nich był dr „Bryła”, zastępca szefa sanitarnego „Roli-81 ”, a drugim wytypowanym był dr „Krab”, który wprawdzie nie należał do zespołu „Roli-81”, ale już wielokrotnie nam pomagał.

Tym razem dr „Krab” na propozycję wyjazdu pod Warszawę i wzięcia udziału w akcji dywersyjnej, wystąpił z nieoczekiwaną prośbą – doręczenia mu pisemnego rozkazu szefa sanitarnego. Wyjaśnił przy tym, że nie lubi ochotniczo uczestniczyć w tego rodzaju imprezach, ale jako były podchorąży Wojska Polskiego wypełni rozkaz. W skład ekipy wyjazdowej weszły również dwie instrumentariuszki „Halina” – Halina Kotorowicz i „Zula” – Hanna Karczewska-Brudzyńska.

W dniu 3 kwietnia, po załadowaniu sanitarki maltańskiej sprzętem operacyjnym z magazynów „Roli-81” i materiałem sterylnym przygotowanym przez „Halinę” pracującą w Szkole Pielęgniarek na ulicy Koszykowej, podjechaliśmy na plac Narutowicza, gdzie czekał dr „Krab”, a w pobliżu czerwony opel-kapitan prowadzony przez „Bruna” -Bronisława Hellwiga.

Po przybyciu do dworku w Mściskach w krótkim czasie przygotowaliśmy pokój zabiegowy. Akcja przeprowadzana z 3 na 4 kwietnia szczęśliwie odbyła się bez strat własnych. Jedynie „Orlik” – Wojciech Czerwiński został lekko ranny w głowę i przywiózł go z obandażowaną głową dr „Maks”. Oddział natomiast wycofał się do Puszczy Kampinoskiej.

Gdy dr „Krab” i dr „Bryła” dokonywali zeszycia skóry na głowie „Orlika”, uczestnicy akcji opowiadali o jej przebiegu. Akcja polegała na wysadzeniu pociągu w powietrze i ostrzelaniu jadących w nim żołnierzy niemieckich. Miało to miejsce pod Płochocinem.

Dr „Krab” po skończonym zabiegu, ale jeszcze w chirurgicznych rękawiczkach, zwrócił się do nas i, z lekka jąkając się, powiedział: Proszę panów, nie chcę być źle zrozumianym, ja wiem, panowie powiedzą wojna, okupacja, Niemcy – no tak, ale to co miało dzisiaj miejsce, to też uczestniczenie w mordowaniu ludzi. A zatem mam prośbę, aby mnie w przyszłości nie angażować. To nie ze względu na obawy o własną skórę. Chyba, że nikogo innego z chirurgów nie uda się wam zwerbować, to wówczas możecie na mnie liczyć. W mojej pamięci zachowały się słowa tego wybitnego lekarza: „Nie zabijać!” – wypowiedziane w czasie, kiedy cały nasz naród wystawiony byt na nieustające ataki nienawiści.

Następnego dnia rano dr „Krab” i dr „Bryła” wrócili do Warszawy kolejką elektryczną. Rannego „Orlika” wieźliśmy z Drozdowiczem sanitarką maltańską. Po drodze wyczerpał się zapas benzyny. Próbowaliśmy zatrzymywać auta ciężarowe. Jedno z nich zgodziło się wziąć nas na hol. Po kilku kilometrach jazdy nasz konwój został zatrzymany przez podoficera Wehrmachtu. Prosił o podwiezienie go do Warszawy i usiadł w szoferce ciężarówki. Na rogatkach warszawskich wszystkie samochody były zatrzymywane przez żandarmerię niemiecką. Z wyjątkiem naszych dwóch konwojowanych przez umundurowanego żołnierza niemieckiego.

W dniu 24 kwietnia 1944 roku, na rogu ulicy Czerniakowskiej i Mącznej wyczekiwał z walizeczką dr „Maks”. W pewnej odległości od niego przechadzałem się z dr „Skibą”. Nagle dał się słyszeć potworny hałas nadjeżdżającego zygzakiem samochodu. Oczywistym było, że samochód jechał na feldze bez jednej opony. Nagle zatrzymał się przed dr „Maksem”. Podeszliśmy bliżej do samochodu, z którego „wysypało” się pięciu mężczyzn, naprędce zbierających broń krótką i pistolety maszynowe. Przechodzący ludzie przyspieszali kroków. Lekko rannego „Kopcia” – Stanisława Jastrzębskiego dr „Maks” opatrzył szybko na klatce schodowej pobliskiej kamienicy. Dr „Skiba” i ja okazaliśmy się już niepotrzebni. Rozeszliśmy się, aby nie być w pobliżu porzuconego samochodu, gdyż zachodziła obawa pościgu z miejsca akcji, która miała miejsce na ulicy Chocimskiej. Tego dnia został zastrzelony oberstleutenant policji niemieckiej Erwin Gresser.

Akcja zapowiadała się jako niezwykle ryzykowna i bardzo trudna, dlatego punkt selekcji ewentualnych rannych został wyznaczony z dala od miejsca akcji. Wiedzieliśmy, że w odskoku będą brały udział trzy samochody.

Po tragicznych doświadczeniach związanych z trudnościami umieszczania rannych po akcjach w szpitalach miejskich, oddział „Parasola” zakupił za 150.000 zł nie zamieszkaną jednopiętrową willę na Żoliborzu przy ulicy Kossaka 4 z garażem, z którego prowadziło bezpośrednie przejście do wnętrza domu. W dniach poprzedzających akcję przywieziono tam łóżka, stół operacyjny, zestawy narzędzi chirurgicznych, materiały opatrunkowe i lekarstwa.

Miałem pomagać dr „Maksowi” w przyjęciu i segregacji rannych na punkcie przerzutowym. Nic, nie wiedzieliśmy o lokalizacji akcji, natomiast znaliśmy adres bazy chirurgicznej na ul. Kossaka 4 i innych miejsc. do których mieli być dowiezieni lżej ranni. Akcję wyznaczoną na 5 maja 1944 roku, kpt. „Pług” odwołał i zapowiedział na dzień następny, na sobotę 6 maja.

Był pogodny, ciepły dzień. Spacerowaliśmy z dr „Maksem” po ulicy Solec, na odcinku między ul. Zagórną a Wilanowską, oczekując przybycia czarnego czterodrzwiowego mercedesa, półciężarówki Chevrolet i osobowego wanderera.

Za rogiem, na ulicy Wilanowskiej siedział w dorożce dr „Pobożański” z sanitariuszką „Halusią” – Haliną Kostecką-Kwiatkowską. W razie większej liczby rannych lżej ranni mieli być przewiezieni dorożką na ulicę Śniadeckich 19, do mieszkania państwa Sentkiewiczów.

Dyżurowali tam medyk „Luty” – Wacław Dunin-Karwicki oraz sanitariuszki „Lucyna” – Lucyna Podlaska-Witkowska i „Ada” – Aldona Łukaniewicz.

W głównej bazie chirurgicznej na ul. Kossaka 4 dyżurowało dwóch doświadczonych chirurgów ze Szpitala Przemienienia Pańskiego dr Stefan Przedpełski i dr Kazimierz Topolski; dr „Kalina” z „Roli-81 ”, instrumentariuszka „Zula” – Hanna Karczewska-Brudzyńska i dwie sanitariuszki „Halina” – Halina Kotorowicz-Słonimska oraz „Basia” – Barbara Korewa. Obie z „Parasola”. Miejsce wyznaczone do selekcji rannych położone było na terenie tzw. dzielnicy niemieckiej, to znaczy zamieszkałej głównie przez rodowitych Niemców, volksdeutschow i ich rodziny. Dłuższe przebywanie kręcących się tutaj młodych mężczyzn z pewnością zwróciłoby uwagę niepożądanych obserwatorów.

O godzinie 12, od strony Mokotowa dały się słyszeć oddalone odgłosy strzelaniny i detonacje granatów. Po paru sekundach salwy ucichły i po chwili odezwały się z nowym nasileniem. Teraz zaczęło się wyczekiwanie na samochody umykające z miejsca akcji. Staraliśmy się zrozumieć z dr „Maksem” dwuczęściową strzelaninę, podejrzewając pościg. Wreszcie zobaczyliśmy zbliżającego się z dużą szybkością czarnego mercedesa. Samochód zatrzymał się przy nas ze zgrzytem hamulców. W parę sekund nadjechała półciężarówka, z której ranny „Sokół” – Zbigniew Kuszner przesiadł się do mercedesa. Dr „Maks” wskoczył do mercedesa i ruszył w kierunku Żoliborza. Chevrolet ulotnił się do swojego garażu. Ja pozostałem na miejscu w oczekiwaniu trzeciego samochodu, który w razie obecności rannych miałem pilotować na Żoliborz. Wanderer się nie pojawił. Po dziesięciu minutach, po naradzie z d. „Pobożańskim” zwinęliśmy stanowisko wyczekiwania i udaliśmy się do dr „Skiby”, aby mu złożyć meldunek. Później okazało się, że wanderer został w czasie pościgu spalony na ulicy Szwoleżerów w pobliżu parku Agrykola. Sześciu żołnierzy zginęło w czasie pościgu, dwóm udało się zbiec, dzięki temu, że ścigający gestapowcy zatrzymali się przy płonącym samochodzie.

Dr „Maks” w czasie jazdy na Żoliborz obcierał „Brunowi” krew spływającą z rany na głowie. Mimo postrzału ten doskonały kierowca doprowadził mercedesa na ulicę Kossaka 4 i wjechał do otwartego garażu. Chirurdzy dr Przedpełski i dr Topolski, wraz z dr. „Kaliną” zajęli się przygotowaniem do operacji dwóch ciężko rannych: „Orkana” – Kazimierza Kardasia i „Hipka” – Stefana Królikowskiego. Niestety, wkrótce po operacji obydwaj zmarli. Rana „Sokoła” okazała się lekka; wystarczył opatrunek i unieruchomienie ręki. Natomiast postrzał czaszki u „Bruna” był groźniejszy niż się początkowo wydawało. „Bruna” przewieziono do mieszkania jego ojca, gdzie zajmował się nim dr Witold Rudowski – „Prus”, lekarz pracujący na oddziale chirurgicznym Szpitala Dzieciątka Jezus. Wypożyczonym, przenośnym aparatem rentgenowskim dr Rudowski dokonał w domu zdjęcia czaszki, które wykazało znaczny ubytek kości. Wywiązało się bakteryjne zapalenie opon mózgowych. Wszystkie konieczne zabiegi chirurgiczne i punkcje lędźwiowe przeprowadzał w mieszkaniu ojca „Bruna”. Po dwóch miesiącach nastąpiła znaczna poprawa zdrowia. „Bruno” już w dobrej formie brał udział w Powstaniu.

 Bazę operacyjną na ulicy Kossaka po paru dniach należało zwinąć w związku z bezpośrednimi i anonimowymi ostrzeżeniami ze strony okolicznych mieszkańców.

 Akcja bojowa na szefa gestapo SS-Hauptsturmfurera Waltera Stamma, który miał być zastrzelony we własnym mieszkaniu w alei Szucha, naprzeciwko głównej siedziby gestapo, nie powiodła się. Spośród 21 żołnierzy biorących udział, sześciu zginęło w czasie akcji, dwóch zmarło w wyniku odniesionych ran, a trzech rannych przeżyło. Była to najtragiczniejsza akcja „Parasola” w Warszawie.

Zespół „Roli-81” uczestniczył w wielu innych operacjach bojowych. Dr Bohdan zabezpieczał akcje „Stasinka”- Stanisława Sosabowskiego dowódcy Kolegium A w oddziałach „Andrzeja” – Józefa Rybickiego. Między innymi brał udział w akcji na fabrykę Spiessa w Tarchominie, gdzie zdobyto duże ilości leków i materiałów sanitarnych i w słynnej akcji na „Panienkę” na Dworcu Zachodnim. Dr „Pobożański” był uczestnikiem akcji Sawicza, a dr „Bryła” w akcji spalenia samolotów niemieckich na Bielanach.

Od lipca 1943 roku od 1 sierpnia 1944 roku personel „Roli-81 ” uczestniczył w około 35 akcjach bojowych różnych oddziałów dywersyjnych. Ponadto pracownicy „Roli-81” zorganizowali dla żołnierzy dywersji świadczenia ambulatoryjne, łącznie z pomocą dentystyczną. W przypadkach wykrytej gruźlicy, chorych umieszczano w sanatoriach z pokryciem kosztów ich pobytu. W wielu wypadkach pomocy udzielano rodzinom rannych lub zabitych żołnierzy.

Wydatki dotyczyły przede wszystkim spraw zdrowotnych. Dla przykładu z całkowitej kwoty 118 286 zł w marcu 1944 roku, 42% wydatkowano na wyżywienie i dożywianie chorych, 24% na opłaty szpitalne, zabiegi i lekarstwa i 31% na zakupy materiałów sanitarnych. Pozostałe 3% pochłonęły opłaty dentystyczne, zakupy ubrań dla chorych itp.

W okresie istnienia Sanitariatu Kedywu przysposobiono zastępy bohaterek-sanitariuszek, które w okresie Powstania dawały przykłady niezrównanego męstwa i poświęcenia.

W lipcu 1944 roku przed wybuchem Powstania zespół Sanitariatu Kedywu „Rola-81” składał się z 17 pracowników, w tym dziewięciu lekarzy. Ponadto w Warszawie 45 lekarzy ściśle współpracowało z zespołem „Roli-81”. Siecią konspiracyjną zostały powiązane wszystkie szpitale warszawskie. Mimo rozmiarów tej sieci – funkcjonującej w warunkach quasi-konspiracyjnych i na tle zastraszającego, barbarzyńskiego terroru okupanta – nie zdarzył się wypadek donosicielstwa lub wpadki . Gestapo do końca okupacji nie trafiło na trop istnienia organizacji sanitarnej, ani jej zasięgu.

Fakt istnienia Sanitariatu Kedywu i jego sieci nie miał sobie równych w żadnym innym okupowanym kraju Europy.

We wtorek 1 sierpnia 1944 mil# Q roku o godzinie 11 z „panią Stasią”’ stawiłem się na umówione spotkanie z kpt. „Mietkiem” – Mieczysławem Kurkowskim, w małej kawiarni w Alejach Jerozolimskich. Od kilku dni wszyscy ludzie podziemia w Warszawie żyli w stanie napięcia i wyczekiwania. Jak zwykle punktualny pojawił się kpt. „Mietek” i krótko zakomunikował: dzisiaj o godzinie 17 godzina „W”.  Zdaje się, że żywiliśmy z „panią Stasią” podobne uczucia zwątpienia i wewnętrznej trwogi -.Oby się tylko udało?

Pozostawało niedużo czasu do przekazania tego meldunku szefowi sanitarnemu i wszystkim członkom Sanitariatu Kedywu. O godzinie szesnastej z dr „Skibą” i szoferem Franciszkiem podjęliśmy niebieską chevroletę. Tylne siedzenia Iimuzyny były wymontowane i wstawiona drewniana podłoga. Poprzez klapę bagażnika można było wsuwać nosze z rannymi. Tak przystosowana limuzyna-sanitarka służyła nam do przewozu wielu rannych z Woli przez getto na Stare Miasto. Przed godziną 17 stawiliśmy się w planowanej bazie w Szpitalu Karola i Marii na Woli.

Późniejsze losy poszczególnych członków zespołu „Rola-81″ w walkach Powstania Warszawskiego, to osobna karta, która przerasta ramy tego zwięzłego opisu. Nazwiska dr „Broma”, dr „Bohdana” i dr „Maksa” weszły do historii bohaterskich walk powstańczych, oddziałów „Zośki” i „Parasola” w Zgrupowaniu „Radosława” poczynając od Woli, poprzez Stare Miasto, Śródmieście, Czerniaków i Mokotów.

Po upływie 46 lat od zawiązania „Roli-81″ zaledwie paru uczestników tych wydarzeń znajduje się jeszcze wśród żyjących. Dr „Poraj” zginął w pierwszych dniach Powstania, przy udzielaniu pomocy rannemu na Krakowskim Przedmieściu. W niedzielę szóstego dnia Powstania, „Duża Zosia” ciężko ranna w brzuch zmarła w obecności swojej serdecznej przyjaciółki, „pani Stasi” w Szpitalu Wolskim. „Halusia” zginęła dziewiątego dnia na ulicy Książęcej. Doktorzy „Maks” i „Wodołaz” zmarli w kilka lat po wojnie. „Pani Stasia”, oddana duszą i sercem bohaterskim „chłopcom”’ walczącym w dywersji, żyła nadzieją zobaczenia męża po powrocie z niewoli. Nie doczekała się. Mjr dypl. Bronisław Kwaskowski (syn „Piotra” i „Berty”) został odkopany z przestrzeloną czaszką w Katyniu. W kieszeniach jego oficerskiego munduru znaleziono dowód osobisty, dwie pocztówki, list, dwie wizytówki, kalendarzyk i 10 zł polskich w gotówce… Pani Stasia” pod koniec życia przebywała w Domu Weteranów ZBoWiD na Bielanach. Zmarła w połowie grudnia 1978roku. „Pani Maria” również nie doczekała się powrotu męża z niewoli na Wschodzie. Wyszła powtórnie za mąż i zamieszkała w Kanadzie. Pani Maria Szaadowa-Sozańska zmarła 26 listopada 1971 roku w Montrealu. Ppłk dr med. Cyprian Sadowski – „Skiba”, szef i organizator Sanitariatu Kedywu AK powrócił po wojnie do swojego umiłowanego Ciechocinka. Był lekarzem uzdrowiska i działaczem społecznym. Napisał kilka fascynujących wspomnień ze swego życia. Zmarł 28 listopada 1985 roku. Postawiono mu pomnik w Ciechocinku, jak również Dom Zdrojowy, w którym pracował wiele lat, nazwano Jego imieniem.

Źródło: Stolica : warszawski tygodnik ilustrowany. R. 44, 1989 nr 45 (19 XI