W Powstaniu:

punkt sanitarno-opatrunkowy w Dywizjonie Motorowym w hotelu Polskim przy ul. Długiej 29 (komendant mjr Dudzik)

MARIA BARBARA CHMIELEWSKA-JAKUBOWICZ

WSPOMNIENIE O HALINIE CHMIELEWSKIEJ – JEJ PRZEŻYCIA OKUPACYJNE

Halina Chmielewska urodziła się 15 lipca 1899 r. w Cwiglinie, w ziemi mazowieckiej, w wielodzietnej rodzinie Ludwika i Julii z Gutkowskich małżonków Chmielewskich. Ojciec był administratorem majątków ziemian. Zdolna, pracowita, dokładna, sumienna, uczyła się dobrze od dzieciństwa .

W czasie pierwszej wojny światowej rodzina była ewakuowana do Moskwy. Po rewolucji Hala przedostała się do Warszawy przez zieloną granicę. Wstąpiła na Wydział Lekarski Uniwersytetu Warszawskiego w roku 1919. W trakcie studiów odbyła służbę wojskową w Garnizonowym Szpitalu w Grudziądzu. Studia lekarskie skończyła w roku 1924 w Warszawie. Otrzymała dyplom Doctor Medicinae Universae .

Rozpoczęła pracę w Szpitalu Karola i Marii i pod kierunkiem prof. Szenajcha specjalizując się w zakresie pediatrii.

Pracowała w okresie międzywojennym w warszawskiej Kasie Chorych, a następnie Ubezpieczalni, jako rejonowy lekarz pediatra na Starym Mieście.

W roku 1927 wstąpiła w związek małżeński ze Stefanem Chmielewskim, doktorem filozofii i magistrem praw (nie rodzina). Po roku urodziła córkę Marię Barbarę.

Przed wybuchem drugiej wojny światowej odbyła wraz z lekarzami warszawskimi szkolenie w zakresie obrony przeciwgazowej i przeciwlotniczej w Szpitalu Ujazdowskim.

Z chwilą wybuchu wojny została powołana przez prezydenta Stefana Starzyńskiego na stanowisko Szefa Sanitarnego Warszawy Północ. Ta czterdziestoletnia lekarka pediatra pracowała przez cały okres oblężenia stolicy z delegatem prezydenta miasta Cyprianem Odorkiewiczem (później kpt. Krybar) przy ul. Długiej 25. Odpowiadała za pracę punktów sanitarnych na rozległym terenie od Alei Jerozolimskich i linii Wisły aż do Wawrzyszewa i Powązek. Jeździła samochodem, a potem już tylko motocyklem, kontrolowała pracę stanowisk, rozdzielała środki opatrunkowe i leki. Nocami pisała sprawozdania. Po kapitulacji wróciła do domu, do jedenastoletniej córki i ciężko chorego męża, do zburzonego częściowo mieszkania.

Za obronę Warszawy została odznaczona w Ratuszu Krzyżem Walecznych.

W okresie pięcioletniej okupacji nadal leczyła swoich przedwojennych pacjentów na Starym Mieście. Związana z konspiracją współpracowała z lekarzami organizując dostawę leków dla potrzeb więźniów na Pawiaku.

Po rozpoczęciu Powstania Warszawskiego zorganizowała punkt sanitarno-opatrunkowy w Dywizjonie Motorowym w hotelu Polskim przy ul. Długiej 29 (komendant mjr Dudzik). Kierowała nim przez cały miesiąc sierpień obrony Starówki mając do pomocy sanitariuszki harcerki, studentkę medycyny i jedną pielęgniarkę. Ranni powstańcy leżeli na ziemi w piwnicy Hotelu Polskiego. Halina Chmielewska badała każdego z nich i decydowała, czy ma on zostać na miejscu, czy ma być skierowany do szpitala przy ul. Miodowej 23, czy do szpitala przy ul. Długiej 7.

Transport odbywał się początkowo na noszach ulicą, a po nasileniu się stałych ostrzeliwań niemieckich z ulicy Przejazd 5 i bombardowań, przenoszono rannych piwnicami przez przebite otwory pomiędzy domami. Sprawiało to wiele trudności i powodowało wiele dodatkowych cierpień rannym. Praca trwała w dzień i w nocy przez cały sierpień, przy narastającym braku wody, żywności, środków opatrunkowych, leków i oświetlenia (świece).

Dowództwo Dyonu dwoiło się i troiło w staraniach o utrzymanie w tych warunkach placówki. Pociechę i opiekę niósł powstańcom kapelan pallotyn, który odprawiał msze św. polowe w podziemiu Hotelu Polskiego. Do mszy służył książę Janusz Radzwiłł. Kapelan udzielał wiernym absolutio in articulo mortis. Zmarłych chowano na podwórku przy południowej ścianie budynku. Już samo wykopanie płytkiego dołu na otwartej przestrzeni było niebezpieczne. Żegnał powstańców kapelan, dowódca, książę Radziwiłł, dr Chmielowska, sanitariuszki i ranni koledzy. Początkowo była salwa, potem już tylko ciche modlitwy i „Śpij kolego…”. Książę dbał o oznakowanie zmarłych powstańców. Przymocowywał zalakowaną butelkę z ich dokumentami do brzucha. To oznakowanie okazało się niesłychanie ważne przy ekshumacji i identyfikacji powstańców wiosną 1945 r.

W końcu sierpnia brakowało broni. Kolejne zdziesiątkowane grupy przechodziły kanałami do Śródmieścia. W Dyonie wydano rozkaz, żeby 1 września wieczorem personel z lżej rannymi przygotował się do przejścia. Ciężko rannych trzeba było zostawić w piwnicy. Ranny por. Żaba (Tadeusz Schuch) prowadził grupę z Dyonu. Niestety, nie dostali się do żadnego z włazów do kanałów. Po tragicznej ostatniej nocy na Starówce, w sobotę drugiego września około ósmej rano wkroczyli Niemcy i z karabinami wycelowanymi w Polaków, zaczęli pędzić tłumy na Plac Teatralny. Na Daniłowiczowskiej grabili Kałmucy, dalej na Elektoralnej, gwałcili w gruzach młode kobiety i dziewczęta. Znana jest straszna droga do obozu w Pruszkowie tych tysięcy ludzi. Dr Chmielewska szła razem z córką, sanitariuszką (dokładny opis w Exodus, tom I, wyd. PIW, 1992). Lekarka na skutek kontuzji słabo słyszała, orientowała się po ruchach ust mówiącego, po wielu dniach biegunki ledwo trzymała się na nogach. Po południu pociąg dowiózł ludzi na rampę obozu w Pruszkowie.

Pomimo wyczerpania miesiącem pracy w Dyonie i dniem pędzenia do obozu, Halina Chmielewska już trzeciego września była na posterunku lekarza obozu Dulag 121. Lekarze Polacy od pierwszej chwili istnienia obozu zdecydowali, że muszą starać się ratować i zwalniać ludzi. Dr Chmielewska dostała przydział do pracy w bloku 1, wraz z dr Felicją Hałacińską, lekarzem ftyzjatrą ze Lwowa i oficerem Niemcem, lekarzem Klennerem. Ambulatorium tego bloku mieściło się na dużym balkonie. Zgłaszało się o pomoc codziennie wiele dziesiątków chorych. Lekarki badały dokładnie tych pacjentów, z biegunką, z anginą, z ropniami skóry, dziewczęta po zgwałceniach. Dr Hałacińska, biegle mówiąca po niemiecku, dyktowała lekarzowi Niemcowi rozpoznanie po łacinie i po niemiecku, a on pisał pod dyktando, na bloczku, skierowanie do szpitala w Milanówku. Ten niemiecki lekarz był właściwie figurantem, pracowały tylko obie lekarki. Chory, po otrzymaniu następnego stempla w zielonym wozie żandarmerii, mógł opuścić obóz.

Po miesiącu pracy po dwanaście godzin dziennie, dr Chmielewska, dzięki operatywności dr Hałacińskiej, dostała zwolnienie i wraz z córką opuściła obóz. Po wyjściu z obozu daremnie starała się o zatrudnienie w Sochaczewie. Zimę 1944/45 obie spędziły na przedmieściu Kielc. Dr Chmielewska i tu leczyła dzieci i dorosłych, robiła opatrunki za chleb, za mleko, za zupy z RGO.

Po wyzwoleniu pracowała dorywczo w Nadarzynie, a następnie starała się o pracę i mieszkanie w Toruniu – daremnie. W końcu czerwca 1945 wyjechała do Koszalina i tam w poradni PCK przyjmowała chorych. Dzieci w tym czasie nie było. Zgłaszali się wojskowi polscy i radzieccy z chorobami wenerycznymi – jak to zwykle bywa po przejściu frontu. I tych chorych musiała leczyć.

 W sierpniu 1945 pracownicy PCK pojechali do Szczecina. Tu dr Chmielewska, mianowana pełnomocnikiem PCK na Szczecin, z rejestracją 16 sierpnia 1945, rozpoczęła pionierską działalność polskiej służby zdrowia. Zajęła szereg mieszkań dla pracowników PCK przy ul. Noakowskiego 15 i wielki gmach dla przychodni i biur PCK przy ul. Wojska Polskiego 63. Tu i przy ul. Słowackiego 19, przez wiele lat prowadziła ambulatorium pediatryczne. Okresowo była lekarzem żłobka i przedszkola w porcie, jak też ordynatorem oddziału szkarlatyny i błonicy w szpitalu zakaźnym. Pracowała po 12, 14 i 15 godzin, lecząc dziennie ponad pięćdziesięcioro dzieci. Miała także prywatną praktykę, dwie godziny dziennie, w swoim mieszkaniu. Utworzyła i zorganizowała od podstaw Stację Opieki nad Matką i Dzieckiem przy ul. Św. Wojciecha. Ta placówka była jej wielką dumą. I też wielką jej dumą było uratowanie życia dwóm „niedonoskom”, wcześniakom, Gabrysiowi i Wasylkowi, w warunkach domowych, gdy o tlenie i inkubatorze można było tylko pomarzyć.

Dostawała też od władz szereg poleceń nie związanych z pediatrią. To ona przejęła część szpitala przy ul. Unii Lubelskiej, od wojennego komendanta rosyjskiego, dla potrzeb polskiej ludności. Obecnie jest tam Akademia Medyczna. Delegowana była m.in. do Berlina z ramienia PCK, wraz z pracownikami PUR, w celu ustalenia warunków powrotu repatriantów z Zachodu przez Szczecin do Polski centralnej.

Pierwsze lata pobytu i pracy w Szczecinie nie były łatwe, a przy tym niebezpieczne. Rozboje miały miejsce głównie na obrzeżach miasta, grasowały grupy maruderów, dywersantów, podpalaczy i bandytów, zdarzały się też i osobiste porachunki. Gdy żołnierze wychodzili z koszar na przepustkę, upijali się i wszczynali awantury.

Pracowała, pracowała, pracowała. Biegała z jednej pracy do drugiej, by sprostać wymogom ówczesnej dyscypliny pracy. Przemierzała długie kilometry ulic Szczecina. Lekarze szczecińscy wiedzieli, że przed wojną było w Polsce ponad 14000 lekarzy, a po zakończeniu wojny i po zmianie terytorium i granic kraju, zostało mniej niż 7000 (nie licząc lekarzy weterynarii). Trzeba było pracować za tych, którzy zginęli na Wschodzie i na Zachodzie i w obozach zagłady.

Po trzech wypadkach złamania kości, osłabiona narastającą osteoporozą i nasilającymi się nocami atakami astmy oskrzelowej – traciła siły. I wtedy wprowadzono „białe niedziele”, tak więc i w niedzielę nie mogła odpocząć. Starania o zmniejszenie godzin pracy, czy urlop bezpłatny były daremne. Przeciwnie – po dziesięciu latach pracy zmuszona była do pełnienia nocnych dyżurów na Pogotowiu. Dusiła się i dyżurowała. Aż do czasu gdy była bliska śmierci – po podaniu jakiegoś leku (? ). Pracownicy stacji pogotowia stali nad nią bezradni i powtarzali: „Chmielewska umiera”.

Wtedy zdecydowała, że dłużej już tak „orać” nie będzie. Po niemałych trudach, przeszła na rentę (groszową), zostawiła mieszkanie i urządzenie gabinetu i opuściła Szczecin. Ostatnią jej pracą przed wyjazdem było zorganizowanie oddziału niemowlęcego i kuchni mlecznej w szpitalu. Gdy to dzięki codziennej, wielogodzinnej pracy, z niemałym trudem, wykonała, była gotowa baza dla kliniki pediatrycznej. Wtedy przyjechał prof. Chwalibogowski.

Znosiła cierpliwie różne szykany ze strony urzędu skarbowego, likwidacyjnego, kwaterunkowego, presje różnych partii i SB, znosiła kradzieże, najście do gabinetu morfinisty i Cyganki – jednak za wiele tego było dla zapracowanej, słabej kobiety.

Ostatnie lata przeżyła z córką i wnuczką w Warszawie, służąc im sercem, wiedzą i doświadczeniem, mimo cierpień dotkliwego kalectwa i utraty wzroku. Nie mogła wychodzić z mieszkania, jedynym kontaktem ze światem były rozmowy telefoniczne, radio i odwiedziny znajomych. Ta odważna, mądra i dzielna samotna kobieta kochała nade wszystko jedyną córkę, której ratowała wielokrotnie życie i wykształciła na lekarza – pediatrę.

Lekarz dzieci Warszawy i Szczecina, obrońca oblężonej Warszawy w 1939, lekarz powstańczej Starówki i  obozu w Pruszkowie w 1944, przez ponad dziesięć lat pionier polskiej służby zdrowia w Szczecinie ‑ dr Chmielewska wierna była przysiędze lekarza i oddana bez reszty pracy na rzecz chorych dzieci.

Zmarła w Warszawie, w lutym 1982 r., w stanie wojennym. Pochowana na Cmentarzu Powązkowskim, w grobie rodzinnym. Wielu ludzi odprowadzających ją zawdzięczało jej pracy zdrowie i życie. Wojna zabrała jej czterech rodzonych braci i męża. Na Długiej spalono całe mieszkanie.

W pięćdziesiątą rocznicę powstania w Muzeum Niepodległości, w ekspozycji „Kobiety w Powstaniu Warszawskim” – umieszczono w oddzielnej gablocie jej doktorat, notę biograficzną, legitymację ze Szczecina, nekrolog, oraz plan walk na ul. Długiej.

Pośmiertnie odznaczona Krzyżem Powstania Warszawskiego.

Wiadomości ze wspólnego życia i ustnych przekazów Matki spisała córka Maria Barbara Chmielewska-Jakubowicz, lekarz pediatra.

 

Źródło

Pamiętnik Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego – Powstanie Warszawskie i medycyna, wydanie II, Warszawa 2003 r.