Szkoła Sanitarna doc. Zaorskiego poza zasadniczym celem – tajnym nauczaniem medycyny na poziomie przedwojennym, już w pierwszych miesiącach swego istnienia stała się także ośrodkiem werbunku i szkolenia żołnierzy Armii Krajowej. Studenci, którzy wcześniej wstąpili do podziemnej armii polskiej, mieli tu okazję – oczywiście, po bacznej obserwacji kolegów – zaproponować im wstąpienie do tajnej organizacji wojskowej. Zadanie wbrew pozorom nie było trudne, gdyż do Szkoły Zaorskiego przyjęto wielu absolwentów znanych szkół warszawskich. Wystarczyło, by z każdej szkoły tylko jeden zaorszczak był w konspiracji, żeby wciągnął innych, wszystkich budzących zaufanie. A że przez kilka lat chodzili do jednej szkoły – często do tej samej klasy – znali się znakomicie. Bezbłędnie więc orientowali się, komu można zaproponować tajną podchorążówkę czy szkolenie w Wojskowej Służbie Kobiet. Nie było ani jednego wypadku dekonspiracji, a przypuszcza się, że ponad 80% studentów obu płci Szkoły Zaorskiego należało do AK.

            Do wybuchu Powstania w Warszawie z grupy akowców-zaorszczaków poległo kilka osób. Jedną z najbardziej bohaterskich dziewcząt była Aleksandra Grzeszczakówna, w styczniu 1944 r. aresztowana na ulicy. Miała przy sobie materiały do szkolenia dywersyjnego (lonty, spłonki, środki wybuchowe). W konspiracji pełniła funkcję sekcyjnej sanitariuszek batalionu „Zośka”. Uwięziono ją na Pawiaku. Po kilku dniach torturowania gestapowcy zamordowali ja w gruzach getta. Nikogo nie wydała.

            26 marca 1943 r. w słynnej akcji po Arsenałem został śmiertelnie ranny zaorszczak Tadeusz Krzyżewicz (pchor.”Buzdygan”). Zmarł z ran 2 kwietnia w szpitalu na Pradze. Zginęli również inni zaorszczacy.W egzekucji ulicznej rozstrzelany został Zbigniew Karnibad, a na pl. Unii Lubelskiej Andrzej Malinowski, który ostrzeliwał się przed usiłującymi zatrzymać go Niemcami. Zupełnie przypadkowym świadkiem tego wydarzenia była zaorszczanka, sanitariuszka z WSK, Irena Ćwiertnia.

            W okresie Powstania zginęło kilkudziesięciu zaorszczaków. Już 5 sierpnia, w czasie masowego mordowania ludności cywilnej na Woli, Niemcy wtargnęli do Szpitala Wolskiego. W gabinecie lekarskim zamordowali dyrektora dr. med. Józefa Mariana Piaseckiego, prof. Janusza Zejlanda i księdza kapelana Kazimierza Ciecierskiego. Następnie wyprowadzili wszystkich mężczyzn: profesorów, doktorów, studentów, pracowników fizycznych i pacjentów. Na ulicy Górczewskiej odbyła się egzekucja. W grupie tej poległo sześciu zaorszczaków: Aleksander Banasiewicz, Kazimierz Łągiewka, Ludwik Mikulski, Telesfor Opiłowski, Juliusz Sieragowski i Ryszard Sułkowski. Uratował się tylko jeden – Jan Napiórkowski, który w brawurowy sposób uciekł z miejsca egzekucji.

            W innych szpitalach także pracowali zaorszczacy, ale głównie dziewczęta; chłopcy wybierali bezpośrednią walkę z Niemcami, unikali szpitali. Zdarzało się, że medyczki, przeciążone pracą na oddziałach chirurgicznych, prosiły kolegów medyków będących w kompaniach, tych, którzy z powodu braku broni nie chodzili do akcji, aby przeszli do szpitali. Nie chcieli. Wierzyli, że albo ze zrzutów, albo zdobyty przez innych jakiś pistolet w końcu dostaną. Tak było na przykład w szpitalu na ul. Zagórnej 9. Tam w ogóle nie było lekarza specjalisty, obowiązki chirurga pełniła, znakomicie zresztą, zaorszczanka po trzecim roku medycyny, Elżbieta Miratyńska. Pracy miała bardzo dużo. Wiedziała, że na tym terenie jest czterech kolegów zaorszczaków, prosiła więc przy każdej okazji, by choć jeden włożył fartuch i pomógł. Na próżno. W innych szpitalach polowych było podobnie, ale w każdym był przynajmniej jeden chirurg, mający do pomocy sanitariuszki, z których większość stanowiły dobrze wyszkolone pielęgniarki i studentki ze Szkoły Zaorskiego, a także z tajnego Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Warszawskiego i Uniwersytetu Poznańskiego, zwanego Uniwersytetem Ziem Zachodnich.

            W czasie pracy w szpitalach poległo wielu lekarzy i studentów medycyny, zwłaszcza kobiet, ale ogromna większość zaorszczaków – żołnierzy, łączniczek i sanitariuszek, ginęła w akcjach bojowych. Nie tylko dlatego, że w bezpośredniej walce z wrogiem byli bardzie narażeni na śmierć, ale i dlatego, że ogromna ich większość była nie w szpitalach, lecz w oddziałach bojowych. Zaorszczacy byli wszędzie. We wszystkich dzielnicach Warszawy, we wszystkich zgrupowaniach, batalionach, kompaniach. Wielu było w ”Baszcie’, ”Zośce”, ”Parasolu”, u ”Kryski”. Wszędzie, bo nawet w oddziałach dowództwa łączności był zaorszczak – Tadeusz Krzeski, a także w ofiarnie walczącej placówce w gmachu Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych – Wanda Tołłoczko-Pawelska. Byli wszędzie i wszędzie ginęli.

            Wszędzie też było dużo rannych, których życie jakże często zależało od czasu trwania transportu i od kwalifikacji chirurga. Sanitariuszki orientowały się doskonale, gdzie znajdują się punkty opatrunkowe, w których pracują młodzi lekarze, i tam zanosiły lub kierowały lekko rannych, a gdzie wybitni chirurdzy, którzy mogą nawet w warunkach powstaniowych wykonać każdą operację.

            Największy szpital w Śródmieściu mieścił się w podziemiach gmachu PKO, a jego głównym chirurgiem był doc. Jan Zaorski. Wspaniały chirurg, wspaniały organizator, wielki znawca chirurgii wojennej, mający w tej dziedzinie olbrzymie doświadczenie. Już w 1914 roku, mając 27 lat i dwa lata praktyki lekarskiej, został powołany do wojska, ale nie zgłosił się do armii austriackiej, lecz do I Brygady. Wkrótce został komendantem szpitala polowego, który prowadził aż do rozwiązania Legionów. W 1920 roku ponownie powołano go do wojska. W ciężkich opresjach, gdy pociąg sanitarny, którym dowodził, najechał na minę, zabijając i raniąc wielu żołnierzy, wykazał wielki talent chirurga operatora. W 1939 roku ppłk doc. Jan Zaorski, ordynator oddziału chirurgicznego i dyrektor Szpitala Sióstr Elżbietanek, zgodnie z planem mobilizacyjnym otrzymał rozkaz objęcia stanowiska chirurga armii i operowania w specjalnym pociągu operacyjnym na zapleczu frontu.

            1 sierpnia 1944 roku doc. Zaorski obejmuje powstańczy szpital polowy. Operuje niemal bez przerwy, i tylko ciężko rannych i ciężko poparzonych. Walczący w innej części miasta syn doc. Zaorskiego Andrzej dwukrotnie odwiedza go i zapamięta na zawsze, jak niesamowicie przygnębiony ojciec powiedział, że wśród rannych bez nadziei na uratowanie jest wielu jego uczniów ze Szkoły Sanitarnej. Ale doskonała technika operacyjna i wprowadzone przez docenta leczenie świeżą krwią, przetaczaną bezpośrednio od dawcy, ratuje wszystkich, u których istniała choćby iskra nadziei na utrzymanie przy życiu. Efekty widoczne są szybko. Cieszą bardzo docenta. Jeden z zaorszczaków, operowany przez niego w bardzo ciężkim stanie na początku Powstania, pod koniec sierpnia zjawia się w szpitalu i prosi operatora na ślub. Żeni się z zaorszczanką. Nie był to jedyny ślub powstańczy zaorszczaków. Również w sierpniu w kaplicy przy ul. Moniuszki wstępują w związek małżeński sanitariuszka Halina Trojtler i plutonowy podchorąży Jan Biega. A 9 września dowódca batalionu na Powiślu Czerniakowskim kapitan ”Kryska” wyraża zgodę na zawarcie związku małżeńskiego sanitariuszce szpitala ”Blaszanka”, Weronice Wierchowicz (”Wika”), z kapralem Józefem Szamborskim (”Medyk”), studentem tajnych studiów medycznych w Szkole Zaorskiego.

            Po wojnie kontakt profesora Zaorskiego z jego uczniami ze Szkoły Sanitarnej utrzymywał się długo i był bardzo serdeczny. Już w drugiej połowie 1945 r. i w latach następnych małżeństwa lekarzy zaorszczaków przychodziły do profesora, zapraszając na chrzest nowo narodzonych zaorszczaków drugiego pokolenia.

Źródło: Pamiętnik Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego –
Powstanie Warszawskie i medycyna, wydanie II, Warszawa 2003 r.