W Powstaniu:
Obwód I Śródmieście Czerniaków,placówki lecznicze: punkt ratowniczo-sanitarny nr 3 siedziba: ul. Okrąg 2/4od 8 sierpnia do 19 września siedziba: ul. Wilanowska 18/20, 5, 3, 1od 19 do 23 września Obwód VII Powiat Warszawski „Obroża”: w oddziałach bojowych:w batalionie „Zośka"
Barbara Wachowicz o Krysi Niżyńskiej „Zakurzonej”
Podczas jakiegoś wieczoru autorskiego na Żoliborzu zwróciła moją uwagę siwa pani wsparta o dwie kule. Płynął od niej fluid zrozumienia, ciepła i aprobaty. Wieczór odbywał się w Klubie Samotnych „Pod Gruszą”, scenę zdobiły oryginalne festony dzikiego wina. Projektodawczynią scenografii i współtwórczynią klubu, działającego od 1965 roku pod hasłem „Nie zawsze starość jędzą musi być”, była siwa pani o kulach – Helena Niżyńska, matka Krysi.
Opowiada Helena Niżyńska:
- Lwów i Grodnu to miasta mojej miłości i szczęścia. O czym może tylko zamarzyć kobieta było mi dane. Życie w wolnej ojczyźnie, kochający, wierny, dobry, oddany mąż. Urocze, zdrowe, świetnie uczące się. grzeczne dzieci, garnące się do nas, zżyte ze sobą, rozkwitające w zainteresowaniach, pasjach, harcerstwie.
Krysia odziedziczyła po mnie talent śpiewaczy. Wieczorami przez otwarte okna naszego domu niósł się nasz duet „Za Niemen, za Niemen…” Krysia kochała Niemen. Kiedy jej brat został przyniesiony z połowu, wyłowiony sam niby ryba z wirów i prawie – jak to określiła siostrzyczka – „umarty”, a w każdym razie z wielkim urazem, ona postanowiła pokazać, że nie boi się naszej wspaniałej rzeki…
Stała się gwiazdą klubu sportowego „Cresovia” i w 1938 roku, mając dziesięć lat, wygrała zawody pływackie na Niemnie, bijąc piętnastoletnich sędziwców.
Nasze dzieci żyły intensywnie i radośnie. Ale dbaliśmy o to – my rodzice, szkoła, harcerstwo – by przeszłość także była dla nich, jak rzekł Norwid „dziś – tylko cokolwiek dalej”.
Idąc na Stary Zamek, wspominaliśmy, że tu lubił spędzać święta Bożego Narodzenia król Władysław Jagiełło, a jego syn Kazimierz Jagiellończyk nadał miastu herb – świętego Huberta z krzyżem. Tu umierał jeden z ostatnich naszych wielkich monarchów – Stefan Batory, kończąc srebrny czas swego panowania…
Ojciec opowiadał dzieciom o tym ostatnim sejmie, który zabijał Polskę w Grodnie czerwcowych dni roku 1793, gdy moskiewskie wojska otoczyły obradujących posłów, a nie-szczęsny ostatni król – Stanisław August Poniatowski – „szary jak ziemia” płakał i słabł…
Tu w Grodnie podpisał swoją abdykację… Tu go potem więzili Moskale.
Chodziliśmy piękną, kasztanami kwitnącą ulicą Elizy Orzeszkowej ku jej dworkowi, gdzie tyle lat autorka „Nad Niemnem” prowadziła „dom głośnopolski” pod hasłem „Wierność i wytrwanie”… Paliliśmy światła na jej mogile. Dzieci stały na harcerskich wartach przy kurhanie pod Bohatyrowiczami, gdzie spoczęli powstańcy styczniowi. Ostatnią wartę zaciągnęły w sierpniu 1939 roku.
Skończył się szczęśliwy czas ich dzieciństwa, skończył nasz nadniemeński dom…
„Hej, Hej! do kniej!”
Opowiada Helena Niżyńska:
- Mąż szczęśliwie uniknął Kąty nią, udało nam się dotrzeć na początku 1940 roku do Warszawy i tu, na Żoliborzu przy ulicy noszącej imię poety, który wołał: „Jedno wiem tylko -sprawiedliwość będzie, jedno wiem tylko – Polska zmartwychwstanie” – Zygmunta Krasińskiego, budowaliśmy nowe życie, zaczynając te okrutne lata okupacji i walki.
Mąż został członkiem Sztabu Obszaru Warszawskiego Armii Krajowej, pełnił funkcję referenta uzbrojenia w Oddziale IV pod pseudonimem „Godziemba”. Mnie do konspiracji wprowadził w 1942 roku niezwykły człowiek – Ludwik Berger. Aktor, reżyser, namiestnik zuchowy żoliborskiej młodzieży, żołnierz pułku Armii Krajowej „Baszta”. Miał pseudonim „Michał”, zmieniony potem na trafniejszy – „Hardy”. On mnie zaprzysiągł. Przyjęłam pseudonim „Mama Sieńka”, bo tak nazywały mnie dzieci – mamusieńka…
W naszym domu „Hardy” urządzał zbiórki chłopców, szkolenie wojskowe, stąd szli na wypady i akcje… U nas przechowywano zdobytą broń. U nas odbywały się kursy Szkoły Podchorążych, wykłady, ćwiczenia, chłopcy robili mapy plastyczne terenów, zdawali egzaminy…
W listopadzie 1943 zginął w starciu z żandarmami „Hardy”. Na ulicy Czarnieckiego, gdzie mieszkał chłopcy natychmiast zawiesili tabliczkę „ulica Michała Hardego”. Po nim przyszli inni… Praca trwała – do Powstania.
A moje dzieci? Andrzyk działał w Szarych Szeregach. Krysia o tym marzyła, ale na razie uczyła się w tajnym Gimnazjum Sióstr Zmartwychwstanek, oficjalnie działającym jako Szkoła Krawiecka. Moja czternastoletnia córka miała wielki instynkt opiekuńczy. Działała w internacie dla dzieci sierocych, a jego dyrektorka Wiktoria Czapow z Grodna, nazywała ją „jasnym promykiem”. Pomagała dzieciom w nauce, myła je, ubierała, prowadziła lekcje rytmiki i śpiewu… Nauczycielki mówiły – tańczy jak rusałka.
W jesieni spełniła swe marzenie – została harcerką 4 Warszawskiej Żeńskiej Drużyny Harcerskiej Szarych Szeregów „Knieje”…
Dzieje tej drużyny i obecność w niej Krysi Niżyńskiej są wyjątkowo dobrze udokumentowane. W tomie „Pełnić służbę… Z pamiętników i wspomnień harcerek Warszawy 1939-1945″ są obszerne rozdziały „Kniejom” poświęcone.
Wielkiej pracy dokonały też harcerki Związku Harcerstwa Polskiego ze 158 WDH „Błyskawica” im. Krystyny Niżyńskiej, redagując i wydając własnym sumptem broszurę poświęconą Krysi, zbierając wspomnienia i relacje o dzielnej swej patronce!
Drużynową „Kniej” była prześliczna Nina Rostańska, która stanie się jedną z bohaterek „Ziela na kraterze” Melchiora Wańkowicza.
Napisze o niej Anna Raszewska, zastępowa zastępu „Łosi”, w którym zaczęła służbę harcerską Krysia: „Nasze Knieje to przede wszystkim nasza drużynowa Nina Rostańska, kochana przez nas nieprzytomnie. W jej domu jakby kończyła się wojna…”
W tragicznym 1943 roku – śmierci Rudego, Alka, Zośki, aresztowania generała Grota, krwi spływającej ulicami Warszawy po egzekucjach – Nina, z czarną opaską żałoby po rozstrzelanym ojcu, powiedziała na zbiórce: – Hasło drużyny brzmi – Bądźcie pogodne! Nie okazujcie cierpienia! Tak możecie pomóc swoim najbliższym. Nieście braterstwo wypływające z serca…
Pisze o Krysi Niżyńskiej, „bystrej czarnulce”, zastępowa „Łosi” Anna Raszewska: „Krysia chłonęła z zapartym tchem idee harcerskiego życia. Pojęła bardzo prędko tę ważną prawdę, że harcerką jest się nie tylko na zbiórkach i naszych zajęciach, ale w życiu, w życiu codziennym, w domu, wśród rodziny i przyjaciół, w szkole. (…) Rodzina Krysi żyła w bardzo ciężkich warunkach, ukrywając się w małym, jednopokojowym mieszkanku. Mimo to ten właśnie dom dawał najczęściej schronienie «Łosiom» na zbiórki i właśnie Krysia była nieustannym źródłem humoru, pogody, wesołości. Dzięki jej zaraźliwej pasji do śpiewu, byłyśmy najbardziej rozśpiewanym zastępem żoliborskiego hufca”.
Gromko płynął hymn:
Hej, hej, hej, do kniej, do kniej,
Bo w kniei trąbki ton
Po lesie gra, aż serce drga…
Śpiewały także dziewczęta żartobliwą piosenkę, której tekst przechowała Mama Sieńka:
Maszerując, podśpiewując, W duchu sobie mówimy:
Zimy już się nie boimy,
Płaszcze, czapki mamy,
Okupację przetrwamy, wroga wypędzimy,
Polskę z bidy wyzwolimy!
Wiosny doczekamy!
Krysia zdobywa sprawności: Samarytanki, Opiekunki Chorych (wkuwa podręcznik anatomii!), Gońca i Wskaziciela Drogi. Wybiera dla siebie łączność. Musi mieć umiejętność obsługi wojskowych łącznic telefonicznych, znać alfabet Morse’a, świetnie opanować zasady topografii i terenoznawstwa. Staje się chlubą sekcji łączniczek.
Wspomina komendantka sekcji łączniczek Teresa Miazek-Niewinowska:
„Ach, jak dobrze pamiętam tę 15-letnią Krysię! – czarnula, średniego wzrostu, o śniadej cerze i rozświetlonych, ciemnych oczach, w których iskierki nie zapalały się i gasły, ale paliły się stale, mówiąc otoczeniu o żywiołowym temperamencie i ogromnej radości życia. Już na pierwszej zbiórce stwierdziłam, że Krysia jest dziewczyną wyróżniającą się z grupy, tryskającą zapałem do jak najszybszego pochłaniania wiedzy łączności. (…) Krysia ze wszystkich sprawdzianów wypadała zawsze celująco, co wprawiało mnie w niemy podziw, a resztę dziewcząt w cichą zazdrość. Tak jakoś się utarło, że wszystko co «NAJ» było udziałem Krysi. Po paru miesiącach działalności sekcji odczuwało się, że Krysia jest «duszą» sekcji – że nadaje ton całej gromadce – a wszystko to robiła z niebywałym wdziękiem, wesoło i pogodnie, z niebywałą wiarą w zwycięstwo i mające nadejść «Cudowne Jutro»”.
Na razie – w mniej cudowne dziś – Krysia bierze udział w akcjach Małego Sabotażu. „Knieje” ubierają kwiatami pomnik Kilińskiego, a gdy Niemcy po akcji Alka – pomnik zabierają, dziewczęta obejmują opieką Krzyż Romualda Traugutta na stokach Cytadeli, wijąc na rocznicę Powstania Styczniowego olbrzymi wieniec…
Wspomina zastępowa „Łosi” Anna Raszewska:
„Krysia była wyjątkowo silną indywidualnością w naszym gronie, a przy tym tak miła, wesoła, żywa, że w naturalny sposób sta-ła się «duszą» zastępu, moją prawą ręką i podzastępową. Musiała być zawsze czynna, pełna była inicjatywy i nieoczekiwanych pomysłów. Ale także wewnętrznie poważna, ofiarna i wytrwała w pracy społecznej dla innych. A co najważniejsze, mogłam na niej zawsze polegać: że wykona to, do czego się zobowiąże, że będzie tam, gdzie należy, zachowa się po harcerski!, rzetelnie, słownie”.
Była też duszą wszystkich tajemnych ognisk harcerskich i to ona przyniosła piosenkę Krysi Krahelskiej:
…bo kto wie, czy to jutro, pojutrze, czy dziś przyjdzie rozkaz, że już, że już trzeba nam iść!
Szło „cudowne jutro”. Krysia chciała, żeby wszystko było wielkie! Piękne! Wielka walka. Wielka miłość. Wielkie szklane domy, które zbuduje jako świetny architekt. A może zostanie wielką, wspaniałą śpiewaczką i zaśpiewa w Teatrze Wielkim, a mama Sieńka i tata Leopold będą siedzieć w loży…
A może jednak zostanie lekarzem? Tyle jest wspaniałych możliwości, tyle szans niesie „cudowne jutro”!
Ostatni uśmiech
Do Powstania Krysia odchodzi z Żoliborza, „bo tu się nic nie będzie działo”. Zdobywa przydział do Śródmieścia. Jest w patrolu sanitarnym. Po bombardowaniu, przysypana pyłem i gruzem, woła do sanitariuszek: – Ratujcie tamte. Mnie nic nie jest – ja jestem tylko zakurzona. I tak rodzi się jej zabawny pseudonim – Krysia Zakurzona.
Do matki dotrze jeszcze kartka: „Jak na razie wiedzie się nam dobrze…”
6 września Krysia zdobywa upragniony przydział. Zostaje przyjęta jako sanitariuszka do kompanii „Rudy”, z którą pójdzie na Czerniaków. Są dwie relacje o Krysi z tamtych dni, zgodne.
Pisze kolega Krysi z Żoliborza, który także dostał się do „Zośki” – Jerzy Muszyński:
„Przez kilka dni spędzonych na Wilanowskiej l nic prawie nie jedliśmy, siedząc przeważnie w piwnicy z powodu ataku niemieckich czołgów. Krysia przez cały czas, nawet w najbardziej ciężkich momentach, zachowała wprost godną podziwu przytomność umysłu i odwagę. Ani razu nie widziałem Jej płaczącej lub okazującej w jakikolwiek sposób załamanie”.
Pisze Zofia Stefanowska w „Pamiętnikach żołnierzy Baonu «Zośka»
“: „…nie ma lekarstw, zastrzyków, nie ma dla rannych opatrunków na zmianę, nie ma jedzenia ani picia. Z zupełną więc obojętnością słuchamy ich jęków i krzyków, jesteśmy wszystkie bezsilne, załamane, wykończone. Wszystkie, oprócz Krysi Zakurzonej, która w cudowny sposób rozmnaża opatrunki w swej torbie, ma siłę woli, by zmusić się do działania i, co najważniejsze, umie się jeszcze zdobyć na zainteresowanie się nieszczęściem nie swoim, lecz cudzym”.
23 września rano gromadka powstańcza dostała się do niewoli. Krysi Niemiec zdarł natychmiast pamiątkowy sygnet ojca. Pognano ich na Wolę.
24 września w kościele Jerzy Muszyński zobaczył Krysię ostatni raz: „…zobaczyłem, jak Krysię i inne dziewczęta wyprowadzał żandarm z bocznego ołtarza na dwór. Krysia, która wyszła stamtąd ostatnia, doganiała grupę i gdy na nią zawołałem, obejrzała się i uśmiechnęła.”
„Jedynie serce matki”
Razem z Krysią zginęły (rozstrzelane? spalone?) – Irka Kowalska-Wuttke, Grażyna Zasacka, Barbara Plebańska…
Mówi Matka: – Szukałyśmy ich, my, nieszczęsne matki, na próżno! Przekopywałyśmy ziemię cmentarną… Ona milczała. Więc zebrałyśmy prochy spalonych przy kościele św. Wojciecha i postawiłyśmy symboliczną płytę…
Ufundowałam także z pomocą syna, który przeżył i mieszka w Kalifornii, dwie płyty w kościele św. Stanisława Kostki na Żoliborzu. Drugą – mężowi z napisem: „Zginął z ręki okupanta w styczniu 1945″. Tylko tyle wolno mi było napisać. Po Powstaniu dobrnęliśmy z mężem na Kielecczyznę, do Końskich. Udało mi się dostać pracę w Polskim Komitecie Opiekuńczym. W styczniu dotarły do nas oddziały Armii Czerwonej. Pewnego dnia wróciłam do domu, szczęśliwa, bo z chlebem. Powitały mnie zapłakane twarze współwygnańców. Moskale zabrali księdza i mojego męża. Nigdy nie dowiedziałam się, gdzie go wywieźli i w którym łagrze zginął…
Dostaję listy od harcerek, które wybrały sobie Krysię na patronkę. Jest 34 Drużyna ZHP jej imienia w Chodzieży, malowniczym wielkopolskim miasteczku. Drużynowa Basta Dwornik i jej druhny piszą: „Kochana Nasza Mamo!”, a ja im:
„Wszystkie moje córeczki!”. Jest warszawska „Błyskawica”, która wydała tę piękną książeczkę o Krysi, i nawet druhny zawiozły ją w darze naszemu Ojcu Świętemu! To tak jakby na uschniętym drzewie odrastały pączki.
Wspomagała mnie do końca swego życia przyjaźnią matka Irki Kowalskiej-Wuttke. Mój Andrzej często pisze z Los Angeles, śle paczki, cieszy wiadomościami o trójce moich wnuków:
Jacku, Basi, Konradku…
Pamiętają o mnie kochani Zośkowcy, dzięki nim Krysia dostała pośmiertnie Warszawski Krzyż Powstańczy i Krzyż za Zasługi dla ZHP…
Staszek Sieradzki-Świst jest dla mnie drugim synem… Nie czuję się z nimi wszystkimi samotna…
A dziecko przysłało mi swoje pożegnanie…
Kiedy odgruzowywano piwnice Szkoły Sióstr Zmartwychwstanek, znaleziono zeszyt Krysi, a w nim wypracowanie „Jedynie serce matki”: „Matka to jest coś najświętszego na ziemi, coś najbardziej ukochanego i oddanego dziecku całą duszą. Matka całą swoją istotą, swoim życiem, sobą, służy nam. Toteż dziecko nie powinno mieć innego ideału, innego pragnienia, jak być takim jak jego Matka. Ją stawia się sobie za wzór. Ją będzie się naśladować. Ją rozumieć, z nią żyć i czuć. Chyba najtrudniej jest czuć razem z Matką. Jej serca, jej uczucia nie zastąpi niczym. Nie ma niczego takiego, z czym można by porównać serce i uczucie Matki dla dziecka. Bo Matka jest dla nas wszystkim i wszystkich nam zastępuje. Jest przyjacielem, nauczycielem, opiekunem, wychowawcą, ale przede wszystkim jest Matką. Matka jest to osoba najlepiej odczuwająca braki, potrzeby, chęci, tęsknoty i pragnienia dziecka. (…) Tylko Ona tak dzieckiem pokieruje, by jemu było dobrze, tylko Ona potrafi dać dziecku pełnię prawdziwego szczęścia i tylko Ona naprawdę i głęboko kocha. Wszystko przeminie, każdy odejdzie, ale Matka zawsze zostanie i nigdy nie przestanie kochać”.
Mówi Matka: – Kiedy myślę, że już wszystkie łzy wypłakałam, rano budzę się na mokrej poduszce… Śmierć jedna jest – mówi Norwid – lecz jak bohater dopełnił swego kielicha?
Helena Niżyńska dopełniła kielich żywota okrutnie. W jej mieszkanku wybuchł pożar. Usiłowała go zagasić, by ocalić sąsiadów. Dogorywała śmiertelnie poparzona. Odrobinę wody przyjmowała tylko z rąk nie odstępującego jej posłania szpitalnego Staszka Sieradzkiego-Śwista.
Po śmierci matki Andrzej Niżyński oddał mi teczkę z jej dokumentami, notatkami, listami, licznymi odznaczeniami (m.in. „za udział w walkach z hitlerowskim okupantem” – Srebrny Krzyż Zasługi z Mieczami).
Znalazłam tam rozchwianym pismem na kartkach może ostatnie jej słowa:
„Przemijanie – nie przeżywanie. Ale wciąż -jeszcze zajęta. Jakbym dopiero wchodziła w starość.
Moje straszne, okrutne życie…
Nie wiem, jak Bogu dziękować za ludzką życzliwość -
Szczęśliwa, że po utracie najdroższych mogłam czuć się potrzebna -
Boże, daj wszystkim wszystko co najlepsze – i że do końca ja miałam kogo kochać”.
Te kartki leżały w jednej kopercie z „Listem harcerek do Krysi Niżyńskiej”:
Wyszłaś z domu…
Pożegnałaś się z matką…
Byłaś jej jedyną nadzieją…
Walczyłaś…
Widziałaś wiele śmierci…
Byłaś zwykłą szesnastoletnią dziewczyną
Pragnęłaś -jak wielu twoich rówieśników
„Budować czyste, szklane domy -
Polskę miłości!…”
Chciałaś pojednać wszystkich ludzi
A oni – zabili Cię!
Poszłaś walczyć za Wolną Ojczyznę – Matkę -
A matkę rodzoną – zostawiłaś…
Ona czeka na Ciebie Krysiu…
Przecież też walczyła…
O Polskę… Wolną i Niepodległą!
Wywalczyłyście ją obie…
Fragment książki Barbary Wachowicz „To Zośki wiara” z cyklu „Wierna rzeka harcerstwa”
Źródło
http://www.szpital-inflancka.pl/site/barbara_wachowicz_o_krysi oraz Bożena Urbanek Pielęgniarki i sanitariuszki w Powstaniu Warszawskim w 1944r. Warszawa 1988. PWN