W Powstaniu:

Obwód I Śródmieście Powiśle: szpital PCK ul. Smolna, szpital polowy Pierackiego 5/7

POWSTAŃCZA HISTORIA SZPITALA PCK

Jakże celnie ksiądz Jan Twardowski nawołuje do pośpiechu. Może już wkrótce w rocznicę Powstania Warszawskiego będziemy, a raczej będą je wspominać nasi potomkowie, na podstawie dokumentów i drukowanych wspomnień.

Dziś chciałabym przedstawić fragmenty historii Szpitala Polskiego Czerwonego Krzyża na podstawie autentycznych zapisków, jakie pozostawiła moja zmarła Małżonka.

Ocalenie autentycznych zapisów i możliwość ich wykorzystania ma niepowtarzalną wartość historyczną. Każde ustne wspomnienie wygłaszane po latach zmienia zawsze emocjonalna korekta przemijajacych nastrojów upływającego czasu.

Dr Feliksa Tomaszewska-Moskwa w czasie, który stanowi przedmiot naszego zainteresowania, pracowała jako instruktorka w Szkole Pielęgniarskiej PCK. Dyrektorką jej była pani Małgorzata Żmudzka. Kliniczną bazą szkoły był szpital, również własność Polskiego Czerwonego Krzyża

W okresie Powstania Warszawskiego Feliksa prowadziła zapiski o losach szpitala w małym kieszonkowym kalendarzyku oraz na luźnych kartkach szczęśliwie zachowanych do dziś. Notatki te oraz relacja ustna znajdująca się w AGKBZH (Archiwum Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce) sygn. 93 znalazły się w obszernej monografii Bożeny Urbanek „Pielęgniarki i sanitariuszki w Powstaniu Warszawskim w 1944 r.” wyd. PWN 1988 r.

Pierwsze zapiski w kalendarzyku bardzo lakoniczne, ale oddają atmosferę tych dni:

„1 sierpnia – wyjazd z domu

2 sierpnia – dyżur nocny , powrót do B (jeden z pawilonów)

3 sierpnia – entuzjazm rano pożar popoł.”

Krótkie wyjaśnienie. Wielospecjalistyczny Szpital PCK, posiadający własną szkołę pielęgniarską, zarządzeniem okupacyjnych władz niemieckich w 1942 r. przeszedł pod administrację miejską pod nazwą „Szpital przy Skarpie”. Dyplomy absolwentek szkoły musiały być zatwierdzone przez Warszawską Szkołę Pielęgniarstwa.

Z punktu widzenia wojskowego położenie szpitala było nie do pozazdroszczenia. Znalazł się bowiem na linii frontu, który przebiegał od Wisły przez ulicę Czerwonego Krzyża, teren szpitala i ulicę Smolną do Nowego Światu.

Zaznaczony w kalendarzyku pod datą 3 sierpnia – pożar to świadome spalenie przez oddziały SS części zabudowań szpitala stojących bliżej linii średnicowej. Spalono Szkołę Pielęgniarstwa, budynki kancelaryjne, gospodarcze, budynki zamieszkałe przez personel i pracownie analityczne. Chorych rozmieszczonych dotychczas w dwu pawilonach zgromadzono w jednym, a istniało wszelkie prawdopodobieństwo, że i ten zostanie spalony. Pomogła bardzo zdecydowana interwencja dyrektora szpitala dr. Henryka Cetkowskiego. Postać tego wspaniałego lekarza będzie jeszcze wielokrotnie występować w naszych wspomnieniach, dlatego warto mu poświęcić kilka słów.

Dr Henryk Cetkowski był uczniem prof. Ireneusza Wierzejewskiego, jednego z twórców polskiej szkoły ortopedycznej, kierownika kliniki w Poznaniu. Wysiedlony w czasie okupacji ‑ założył z docentem Franciszkiem Raszeją w Szpitalu PCK oddział ortopedyczny. Po bestialskim zamordowaniu doc. F. Raszeji przez oddział SS-manów podczas konsultacji chorego w getcie, Dr Cetkowski został ordynatorem oddziału i dyrektorem szpitala. W czasie I wojny światowej był wcielony do wojska niemieckiego i wysłany na front. Odznaczony Krzyżem Żelaznym wiedział i umiał postępować z Niemcami w chwilach grozy i napięcia. Doskonała znajomość języka była mu wielce użyteczna. Niemcy po rozmowie z dr. Cetkiewiczem i po dokładnej rewizji pozwolili zachować pawilon.

Niewiele to zmieniło sytuację. Położenie szpitala stawało się coraz bardziej tragiczne. Leżał nie tyle na linii frontu, co właściwie na martwym polu narażony na ustawiczne penetrowanie przez uzbrojone patrole. Niemcy podpaleń nie ograniczyli wyłącznie do budynków szpitalnych położonych w pobliżu linii średnicowej, ale wypalili domy po stronie parzystej Al. 3 Maja i po stronie nieparzystej ulicy Smolnej, spędzając całą ludność do Muzeum Narodowego. Szpital stał się samotną wyspą na pogorzelisku. Wylot tunelu kolejowego źle wieszczył, zwłaszcza nocą mógł oznaczać pojawienie się pijanego patrolu Banchutzu tzn. najczęściej złożonego z Ukrainców wyjątkowo brutalnych i grabiąceych artykuły żywnościowe. Nie muszę nadmieniać, że w wielu przypadkach tylko interwencja dr H. Cetkowskiego i dr. Edwarda Górki ustrzegła nie tyle skromne zapasy artykułów żywnościowych, co bezpieczeństwo pielęgniarek i słuchaczek szkoły.

Ale były i sytuacje o innej dramaturgii. Przytaczam według kalendarzyka:

„20.08. Dziś niedziela – dzień zresztą był pełen sensacji – rano byłam na opatrunku Zdzisia – biedne dziecko bo cóż to za wiek 16 łat – potem udało mi się zanieść go na mszę św. Na mszy śpiewaliśmy – „Słuchaj Jezu jak Cię błaga lud” – Boże, kiedy to się skończy i jak się to skończy. Po Mszy nagle sensacje – Ni……w szpitalu popłoch – rzeczywiście przyszło trzech – sprawdzali sale i pytali o chorych – na szczęście byli pijani – bałam się o Zdzisia i sąsiada – zresztą nie obyło się bez momentu humorystycznego – Długol – spytał, co mu jest – a niezrównany Niedziela [chodzi pewnie o dr Czesława Niedzielskiego] szepnął niewyraźnie, że coś mu tam na głowę spadło – wreszcie poszli, ale nie do tunelu, tylko do sióstr – nasi chłopcy za nimi – wszyscy się denerwowali ‑ nareszcie strzały – znów popłoch – ja stałam przy oknie i nagle lecą – dwaj z karabinami wprost na okno – zmartwiałam – a oni karabiny na okno – włażą – wtedy dopiero zobaczyłam ich twarze – ten strach! – jeden z nich wykrzyknął do mnie „Schwester, Partizant !

Ten głos, ten ton ! Potem prosili wody i przeszli przez szpital – raczej sytuacja b. głupia do diabła z tą neutralnością – po obiedzie wrócili znowu – wyraźnie chcieli się poddać – ich d-ca w niewoli, a oni szukali rannego.

[Po wielu latach rajd szlakiem partyzanckich mogił zakończył się w modrzewiowej chacie u podnóża Gór Świętokrzyskich. Po kolacji Artur zaproponował, by każdy opowiedział jakieś oryginalne wspomnienie z wojennych lat. Autorka tych zapisków z zażenowaniem wspominała jak dwu Niemców złożyło przed nią żołnierzem Armii Krajowej tak upragnioną broń, dwa karabiny a w niej zwyciężył pielęgniarski obowiązek – podała im wody.]

Martwe pole, na którym znalazł się szpital, stwarzało możliwości przykrych niespodzianek, ale dawało pewne pole manewru, które można było wykorzystać. Cennym było to, że z najbliższych placówek medycznych względnie bezpiecznie można było przynieść rannych wymagających interwencji chirurgów. Stąd pełno w zapiskach wzmianek o „naszych chłopcach”. Z tymi „naszymi” różnie bywało.

Autentyczny zapis:

„21.08. Rano dyżur – wypis zdrowych chorych – żal mi naszych chłopców ale rzeczywiście szpital musi ich wypisać – koło południa nowa sensacja – pojawili się U…… dwaj – była chwila dość nieprzyjemna, na szczęście „nasi” wzięli ich bez jednego wystrzału – tak to rozumiem.”

Opieka nad rannym powstańcem była niekiedy przyczyną drobnych konfliktów. Z rannym zazwyczaj przybywała sanitariuszka z oddziału bardzo przejęta swą rolą i uważająca za swój jedyny i święty obowiązek przy nim i tylko przy nim czuwać. Denerwowało to fachowe pielęgniarki tym bardziej, że i one tych chłopców darzyły wyjątkowym sentymentem. Sentyment sentymentem, ale lekarze i pielęgniarki w wyborze pacjentów nie mogą się nim kierować. Mogły się o tym przekonać pielęgniarki z powstańczego szpitala PCK. 18.08.44 przyprowadzono 23 chorych ze szpitala Maltańskiego.

„…Ludzie ci przeszli straszliwe rzeczy i bardzo mi ich żal, ale żal mi też dla nich, naszych trzech ślicznych, skompletowanych sal – gdy tylu chłopców jest w niedogodnych warunkach.” – pisze autorka zapisków.

Przenoszono też chorych ze szpitali św. Łazarza, św. Rocha, św. Józefa.

Nie wiem czy to było działaniem świadomym czy wymuszonym warunkami, ale kierownictwo szpitala zastosowało bardzo nowatorską taktykę chirurgii polowej – przesunąć wyspecjalizowane jednostki bliżej pola walki. Już 7.08. została utworzona filia szpitala przy ul. Kopernika 11. Jej załogę stanowili lekarze: Zdzisław Zajączkowski, Zygmunt Młynarski, Morawiecki (z Instytutu Oftalmologicznego) oraz Ostaszewski ze Szpitała św. Rocha.

Pielęgniarki: Janina Ginowicz, Wanda Poznańska, Bożena Chadaj, Maria Zawadzka. Szpital powstał na zlecenie Zarządu Głównego PCK, przez niego został wyposażony i podporządkowany dowódcy Okręgu Warszawskiego AK; ze szpitalem macierzystym utrzymywał ścisłą łączność.

Pogarszająca się sytuacja militarna powstania wymuszała decyzje. Już 22 sierpnia dotarła wiadomość o ewakuacji szpitala. Właściwie nie była to ewakuacja, bo w szpitalu macierzystym pozostawał dr Czesław Niedzielski (po powrocie z Muzeum Narodowego, gdzie opiekował się przesiedloną tam ludnością) i dr Władysław Kierski.

Przenosiny nastąpiły w dniu 23 sierpnia do pałacu przy ul. Pierackiego, obecnie Foksal 3/5.(autorka podaje, że był to pałac hr. Bourbon). Władze powstańcze wypożyczyły wojskowy „gazik”, którym przewożono sprzęt i część rannych.

Z kalendarzyka:

„23.08.44. Dzień rano smutny, chmurny – noszę od rana materace. Jak jednak człowiek opadł z sił – nasz mały miał opatrunek – trochę mu ropieje – jutro będzie miał nową operację – strasznie mi go żal. W południe słońce – wożą nas autami – pojechałam z Pi….. był nieprzyjemny moment, gdy tuż nad nami leciały trzy samoloty Korsarze­……..co prawda zapewniał, że my w bieli to nie będą strzelać – ale diabli ‑ ich przecie widzieli – gdy cały ogródek obsadzony przez AK. – jazda była kawalerska – szofer pijany – myślałam, że skończy się na tym, że gdzieś się rozbijemy. W dwie godziny urządziliśmy tam oddział – jestem dumna z siebie – pałac b. ładny i nawet nie najgorszy jak na szpital – tylko ten brak wody – jutro mam mieć noc.”

Personel szpitala: Lekarze – Komendant szpitala pułk. dr Henryk Cetkowski, dr Edward Górka, dr Stanislaw Królikowski, dr Janina Kozińska, Dr Tadeusz Badziak, felczer Kazimierz Chmielewski

Pielęgniarki: Halina Banaszek, Hanna Szubańska-Szuszkiewicz, Zofia Spożyńska, Teresa Kotlarska-Badziakowa, Aniela Piekarska-Ekiert, Barbara Pawłowska, Feliksa Tomaszewska-Moskwa, Wiesława Krajewska-Maurer, Helena Walewska-Górkowa, Helena Nowodworska. Oraz uczennice Szkoły Pielęgniarskiej PCK kierowane przez dyrektorkę p. Janinę Szybińską.

Szpital został od razu w pełni wykorzystany. Było bardzo dużo rannych, przeprowadzano dużo zabiegów operacyjnych. W pierwszych dniach września do szpitala ewakuowano rannych ze szpitala w gmachu PKO oraz ze szpitalika przy ul. Kopernika 11. Przybyli też ranni powstańcy ze Starego Miasta, którzy przeszli kanałami do Śródmieścia i wychodzili z włazu na rogu ulicy Nowy Świat i Wareckiej.

Dnia 4 września 1944 r. Niemcy przystąpili do generalnego natarcia na Powiśle. Poprzedziło je niespotykane jak dotąd w tej dzielnicy bombardowanie lotnicze. 5.09.1944 został zbombardowany szpital na Kopernika 11. W dniu 6 września szpital na Pierackiego był maksymalnie przepełniony, ranni leżeli nawet na noszach na chodniku u wejścia do szpitala. Powstańcy opuszczają już Powiśle. Narasta bombardowanie. W pewnym momencie szpital zostaje trafiony serią rakiet zapalających (tzw. popularnie „krowy”). Ugodziły one w pierwsze piętro w salę chorych sąsiadującą z werandą pełną mebli. Ogień rozprzestrzeniał się błyskawicznie. Rozgrywały się dantejskie sceny, gdyż prawie natychmiast zostało przez ogień odcięte drugie piętro, gdzie było bardzo dużo ciężko rannych. Mimo szczupłych sił personelu uratowano z pożaru około 150 rannych, a zginęło w ogniu i wyskakując z okien płonącego budynku około 60 rannych.

Uratowani ranni wraz z personelem koczowali przez pierwszą noc w piwnicach spalonego Instytutu Oftalmicznego. Rankiem 7 września teren zajęły najpierw oddziały węgierskie, które zachowywały się przyzwoicie. Popołudniu teren objęły oddziały SS i własowcy, którzy chcieli rannych rozstrzelać. Na interwencję dr. Cetkowskiego i dr. Górki zezwolono na ewakuację rannych do Szpitala Wolskiego przy ul. Płockiej i szpitala św. Sanisława przy ul. Wolskiej. Szpitale te znajdowały się na terenach już zajętych przez Niemców. Taka jest wersja, którą przedstawiły w liście do „Expresu Wieczornego” pp. Teresa Kotlarska-Badziakowa, Wiesława Krajewska-Mauer, Zofia Spożyńska i Feliksa Tomaszewska-Moskwa po artykule z dnia 27.10.1983 pt. „Na Foksal”.

Nieco inną wersję wydarzeń przedstawił dr Edward Górka w piśmie do Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich datowanym 3.11.1947.

„Nazajutrz po spaleniu przyszli Niemcy i odnieśliśmy wrażenie, że nie wiedzą co z nami zrobić. Robili zdziwione miny, co my tam robimy. Polecono nam przenosić rannych na teren ogrodu Szpitala Głównego PCK. Szpital ten już tam nie istniał, został bowiem ewakuowany do Milanówka. Przez trzy dni przebywaliśmy (około 120 ciężko rannych i około 20 osób sióstr i lekarzy) w ogrodzie pod gołym niebem, bez jedzenia i picia. Pijane grupy Niemców bez przerwy nachodziły nas brutalizując rannych i personel. W nocy przychodzili po pielęgniarki w celu gwałcenia, co jednak w żadnym przypadku im się nie udało dzięki energicznej postawie dr. Cetkowskiego. Oddziały SS stacjonujące na terenie szpitala poleciły nosić rannych do Szpitala Wolskiego przy ul. Płockiej. Wobec niemożliwości wykonania tego, a dzięki interwencji dr. Cetkowskiego, Niemcy zgodzili się przewieść rannych samochodami przewożącymi amunicję a powracającymi pusto na Wolę. Przez trzy dni trwała ewakuacja większej części do Szpitala Wolskiego, mniejszej do Szpitala św. Stanisława przy ul. Wolskiej. W pierwszych dniach października, po skontaktowaniu się z ewakuowanym Szpitalem Głównym PCK do Milanówka, personel lekarski i część pielęgniarskiego wróciła do szpitala macierzystego.”

I na tym właściwie zakończyć by można historię szpitala powstańczego Polskiego Czerwonego Krzyża w Warszawie ale nie warszawskich powstańców. Ewakuowany do Milanówka szpital został ulokowany w wilii „Gloria”. Wspólne przeżycia powstańcze scementowały ten zespół. Ofiarnie pełnili swą humanitarną powinność, której okolica tak bardzo potrzebowała. Wspomnieć w tym miejscu należy, że w pobliżu znajdował się obóz w Pruszkowie, gdzie Niemcy więzili wysiedleńców z Warszawy.

Po wyzwoleniu szpital pozostał w Milanówku. Nie była to jednak placówka Polskiego Czerwonego Krzyża. Zabrakło woli, by mogła wrócić do Warszawy.

29 września 1994 roku na filarze bramy prowadzącej do Domu Dziennikarza w Warszawie ul. Foksal 3/5 odsłonięto tablicę:

W tym budynku w okresie Powstania Warszawskiego działał szpital

Polskiego Czerwonego Krzyża

Działaczom PCK, lekarzom, pielęgniarkom, sanitariuszkom, słuchaczkom Szkół pielęgniarskich PCK, wszystkim ludziom dobrej woli, którzy pod znakiem Czerwonego Krzyża podczas II wojny światowej, a zwłaszcza Powstania Warszawskiego, nieśli pomoc humanitarną żołnierzom i ludności cywilnej.

Hołd składa

Zarząd Stołeczny PCK

Opracował: Jerzy Moskwa

Bibliografia:

Feliksa Tomaszewska Zapiski z Powstania Warszawskiego (rękopisy)

Bożena Urbanek  Pielęgniarki i sanitariuszki w Powstaniu

Warszawskim w 1944 r. PWN 1988 r. Tamże F. Tomaszewska-Moskwa, relacja ustna. AGKBZH sygn. 93 z.

Protokół relacji dr Edwarda Górki sygn. 93 z. w AGKBZH.

List do „Expresu Wieczornego” ‑ Teresa Kotlarska-Badziakowa i inne.

Źródło: Pamiętnik Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego – Powstanie Warszawskie i medycyna, wydanie II, Warszawa 2003 r.

Źródło

Pamiętnik Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego – Powstanie Warszawskie i medycyna, wydanie II, Warszawa 2003 r.