W Powstaniu:

Obwód V Mokotów . 5 Rejon - batalion "Oaza" , organizował PS przy ul. Jedwabniczej, Morszyńskiej, szpitale Sadyby

WSPOMNIENIA Z POWSTANIA WARSZAWSKIEGO

W końcu 1942 roku byłem kończącym studia medykiem. Miałem oficjalnie „Ausweiss” hospitanta Zakładu Anatomii Patologicznej Szpitala Dzieciątka Jezus (prof. Dr Ludwik Paszowski) de facto od roku już pracowałem na Klinice Chirurgicznej prof. Wojciechowskiego, mając zdany egzamin z chirurgii. Miałem wówczas 23 lata. W kwietniu 1942 r. ożeniłem się i wtedy właśnie przeprowadziłem się na Sadybę – Czerniaków do bloku spółdzielczego przy ul. Morszyńskiej 7, położonego tuż obok Fortu Dąbrowskiego.W nowym miejscu zamieszkania znałem jedynie stryja mojej koleżanki ze studiów, Ewy Matuszewskiej, (ps. Mewa z pułku Baszta); za jego pośrednictwem znalazłem się w organizacji noszącej nazwę „Warszawianka” (z której otrzymałem znaczek metalowy przedstawiający syrenę, na którego tarczy była wygrawerowana liczba „200”), a we wrześniu 1942 roku złożyłem przysięgę wojskową jako członek AK.

Moim bezpośrednim dowódcą był Datura ‑ dr Mieczysław Sosnowski, który został szefem sanitariatu na Sadybę i Wilanów decyzją komendanta V Rejonu Jaszczura (dr Czesława Szczubełka). Sanitariat Szczudełka V Rejonu miał za zadanie przygotowanie szpitala wojskowego, dostosowanego do walk ulicznych na wypadek powstania. Datura otrzymał jako główne zadanie organizację szpitala i szkolenie sanitariatu. Mnie także powierzono, jako główne zadanie, szkolenie oddziału sanitarnego. Za całość był odpowiedzialny Datura. Przygotowałem szczegółowy program szkolenia, który został zatwierdzony przez Daturę, w zakresie anatomii i fizjologii, szybkiej pomocy i ratownictwa w warunkach polowych i walk ulicznych, bandażowania i transportu rannych.

Oddział liczył 12-14 kobiet. Zapamiętałem niektóre nazwiska sanitariuszek: Laura Matuszewska (żona prof. T. Matuszewskiego), Moczulska, Kazudska, Rzepecka, Sosnowska – Zosia, córka dr. Datury. Dowództwo wyznaczyło na siostrę naczelną szpitala i przełożoną grupy sanitariuszek Adę – Zofię Biernacką. Odegrała ona dużą rolę w organizowaniu szpitala, a potem w samym szpitalu powstańczym na Sadybie. W organizowaniu szpitala główną rolę odegrali Datura i Ada. Pierwotnie na siedzibę szpitala został wytypowany, po uzgodnieniu z dowództwem budynek internatu na ul. Jedwabniczej. Gromadziliśmy narzędzia, środki opatrunkowe. Sporo tego pochodziło ze szpitali i ambulatoriów, ambulatoriów, których pracowaliśmy. Na początku 1944 r. zaczęto też gromadzić artykuły żywnościowe. U mnie w mieszkaniu na poddaszu w świetnie zamaskowanym schowku przechowano do godziny W wiele worków cukru. Aptekarz mgr Tumiłowicz został kierownikiem apteki szpitala. Zdobył dużo leków od miejscowego właściciela apteki mgr Kotlewskiego. Dr Datura sporządził rysunki i plany pomieszczeń przeznaczonych na ul Jedwabniczej na szpital powstańczy. Szyto opaski Czerwonego Krzyża i chorągwie ze znakiem mającym chronić, a który w dniach walki ściągał ogień nieprzyjaciela, tak że trzeba było chorągwie pousuwać.

Szkolenie sanitariatu odbywało się w różnych lokalach, także w moim mieszkaniu. Inspekcję szkolenia przeprowadzał bardzo sumiennie dr Datura, od czasu do czasu zjawiał się również dr Jaszczur.

I VIII 1944 w mieszkaniu dr. Szczubełka przy ul. Morszyńskiej nastąpiła koncentracja oddziału sanitarnego. Po mnie przyszła łączniczka od Datury z rozkazem stawienia się u komendanta. Tam już czekała grupa sanitariuszek z Daturą, który rozkazał iść grupą rozproszoną, obydwoma stronami ul. Powsińskiej w stronę ul. Czerniakowskiej. Niosąc sprzęt sanitarny i leki szliśmy w stronę placu Bernardyńskiego. Koło kościoła św. Bonifacego zatrzymał nas ostrzał. Byliśmy świadkami pierwszego natarcia naszych oddziałów na wroga. Mieliśmy wkrótce pierwszego rannego ‑ Pryba ‑ postrzał okolicy łopatkowo-barkowej. Otrzymałem rozkaz rozwinięcia punktu sanitarnego kościele, gdzie został opatrzony ranny Pryba. Do zmroku ponowiono jeszcze bezskutecznie uderzenie na reflektory. Byli jacyś lekko ranni i jeden z postrzałem brzucha, który wkrótce po nałożeniu opatrunku zmarł.

Do posterunku sanitarnego w kościele św. Bonifacego zgłosił nią skierowany na Sadybę do Szpitala Ujazdowskiego płk dr Zieliński, internista mający doświadczenie medycyny wojennej. Pomagał on w pracy, której na razie wiele nie było. Pod wieczór dr Datura udał się ze swoją grupą do szpital na Jedwabniczą, rozkazując mi pozostać w kościele i oczekiwać na dalsze polecenia. Zabrano rannego Prybę. Poszedł też z Daturą dr Zieliński.

Natarcia na reflektory na razie nie ponowiono. Późnym wieczorem otrzymałem przez łącznika rozkaz udania się z oddziałem na ulicę Chełmską. Tu w budynku klasztornym „Priut” zainstalowany był sztab z licznymi oficerami, wśród których poza Jaszczurem nikogo nie znałem. Jaszczur rozkazał mi przygotowanie oddziału sanitarnego w obszernej Sali, w której stały już przygotowane przez siostry łóżka. Obok w pokoju urządziłem zaimprowizowaną salkę operacyjną. Byłem jednak sam i oczekiwałem na przybycie obiecanego chirurga.

Wkrótce zgłosiło się dwoje lekarzy, byli to dr Roman Polak i Kalina. Wkrótce też wniesiono pierwszych rannych powstańców, którzy dostali się pod ogień niemieckiego natarcia od Siekierek w kierunku ul. Chełmskiej. Asystowałem lekarzom, gdy nagle o świcie zrobiła się dookoła nas cisza. Zaniepokojony poszedłem do okna. Na podwórzu byli Niemcy. Sztab opuścił wcześniej sąsiadującą z nami salkę, lecz my, zajęci pracą tego nic zauważyliśmy. Były to chwile grozy. Potem Niemcy opuścili podwórze. 2 sierpnia rano przyszedł rozkaz zwinięcia szpitala na Chełmskiej i przejścia z powrotem na Sadybę. Datura polecił rozlokować rannych w okolicznych domach prywatnych, co wykonały sanitariuszki z pomocą młodych chłopców – łączników z Czerniakowi. Następnie łącznicy ci przeprowadzili nas na tyłach ulicy Czerniakowskiej do Powsińskiej, którą trzeba było posuwać się stale pod ostrzałem niemieckim.

Grupa Datury była na Sadybie, instalując szpital w drewnianym parterowym budynku szkoły przy ul. Powsińskiej, wyznaczonym przez dowództwo na nowy szpital. W tym czasie zgłosili się nowi lekarze, m.in. chirurg Ruszkowski za Szpitala Ujazdowskiego, którzy do końca wykonywali w najcięższych warunkach w zaimprowizowanej salce chirurgicznej, często bez możliwości zastosowania należytej narkozy i środków znieczulających – najcięższe operacje. Wykazując ogromne opanowanie nie przerywali rozpoczętych zabiegów nawet w warunkach najgorszego ostrzału artyleryjskiego. Dla mnie, młodego adepta medycyny, była to niezapomniana szkoła charakteru i przykład niezłomnej wierności lekarza swój przysiędze. Przybyli też interniści: dr Jan Rutkiewicz, którego znałem wcześniej z grupy Lekarzy-Demokratów, wydającej „Abecadło Lekarskie”. Przedostał się on na Sadybę wraz z rodziną z Mokotowa, gdzie odniósł w czasie bombardowania obrażenia głowy. Ze względu na to, że zarówno wśród rannych, jak i wśród ludności cywilnej zaczęły się pojawiać coraz częściej przypadki czerwonki, dowództwo poleciło zorganizowanie szpitala zakaźnego; został on przez Daturę ulokowany w domu przy ul. Goraszewskiej 22. Kierownictwo tej, tak niewdzięcznej do prowadzenia (w warunkach braku leków i surowic) placówki objął dr Jan Kutkiewicz. Gdy liczba czerwonkowych jeszcze wzrosła, został oddelegowany do pomocy również młody internista z pseudonimem Adam, który bardzo ofiarnie pracował w sanitariacie szpitalnym do końca i brał udział również w pracy polowych grup sanitarnych. W tym czasie został ranny dr Hertz. Ze względu na znaczną liczbę rannych i chorych wśród ludności cywilnej zdecydowano utworzyć osobne kierownictwo szpitala cywilnego, na którego czele stanął dr Uliczewski, oraz kierownictwo wojskowe, które nadal zachował dr Datura. Szpital otrzymał oficjalną nazwę filii Szpitala Ujazdowskiego. Szczególna ofiarnością wyróżniły się młode sanitariuszki, które pełniły stale dyżury w szpitalu, a w razie potrzeby ruszały w patrolach sanitarnych na najbardziej gorące odcinki. Szczególnie utkwiła mi w pamięci śmierć łączniczki-sanitariuszki Scarlett, której pocisk urwał obie nogi. Byłem świadkiem jej śmierci na stole operacyjnym, słyszałem ostatnie słowa wypowiedziane do nachylonego nad nią Jaszczura. „Niczego nie żałuję, tak musi być, jestem szczęśliwa, że to ja umieram, a nie pan, bo pan jest tu potrzebny”.

W końcu sierpnia w czasie natarcia niemieckiego, które dotarło aż w okolice ul. Goraszewskiej, patrole wysłane ze szpitala poniosły bardzo ciężkie straty. Na początku sierpnia przyszły a Mokotowa na Sadybę sanitariuszki. Stanisława Stawska ‑ Stasia ‑ studentka medycyny, dziś lekarka oraz Irena Kubika ‑ Isia, dziś siostra zakonna SS Zmartwychwstanek na Żoliborzu. Obydwie wyszły z ciężkiej opresji na ul. Stępińskiej. Stawska miała obrażenia powłok brzusznych od granatu, który uderzył ją w brzuch, lecz został w porę odrzucony przez znajdującego się obok żołnierza. Obydwie pracowały bardzo ofiarnie w szpitalu i w patrolach sanitarnych. Towarzyszyła im młodziutka sanitariuszka Zosia (córka Datury Sosnowskiego), Ada (Zofia Siernacka), była ona niezmordowana nie tylko jako przełożona pielęgniarek, troszcząca się dosłownie o wszystko, czego było potrzeba chorym i rannym, ale zarządzała również kuchnią szpitalną i zaopatrzeniem.

Sztab przeniósł się na Fort Dąbrowskiego. Nosiłem na zmianę meldunki codziennie do dowództwa o sytuacji w szpitalu i o stanie patroli sanitarnych. Pewnego dnia drewniany budynek szpitala zajął się w czasie ostrzału artyleryjskiego ogniem i spłonął ze szczętem. Rannych zdołano na czas wynieść i umieszczono ich w ewakuowanych mieszkaniach parteru i pierwszego piętra bloku przy ul. Morszyńskiej 7. Otrzymałem rozkaz założenia punktu sanitarnego w willi na ulicy Pilota Idzikowskiego, blisko Al. Sobieskiego. Udałem się tam z dwiema sanitariuszkami i zameldowałem się u dowódcy placówki. Następnego dnia w sąsiednich willach nie było nikogo. Przechodzący patrol poinformował mnie, że oddział otrzymał rozkaz przesunięcia się w stronę Wilanowa. Posłałem sanitariuszkę na fort z zapytaniem o dalsze rozkazy, otrzymałem rozkaz zwinięcia punktu.

18 08 samoloty niemieckie zbombardowały po raz pierwszy szpital na ul. Chełmskiej. Teraz trzeba było przyjąć część rannych z tego zpitala. Transport zaś odbywał się w warunkach silnego ostrzału.

19 08 Niemcy rozpoczęli silny ostrzał Sadyby, po którym ruszyły czołgi i piechota. Z każdym uderzeniem niemieckim wzrastała liczba rannych. Liczba poszkodowanych pośród ludności cywilnej przekraczała niekiedy straty wśród żołnierzy. W szpitalu zrobiło się ciasno. Trzeba było zająć całe piwnice, część rannych ulokowano na drugim piętrze. Mieliśmy w szpitalu sporo rannych Niemców, z których wielu domagało się warunków, jakich nie mogliśmy zapewnić własnym chorym i rannym. Dowództwo postanowiło przesłać rannych niemieckich na stronę nieprzyjaciela. Na czele tego transportu szły, o ile dobrze pamiętam, Ada Biernacka oraz łączniczka znające dobrze teren obsadzony przez naszych i Niemców, o pseudonimie Joanna. Rannych niesiono na noszach. Sanitariuszki trzymały chorągiew Czerwonego Krzyża.

29 08 Niemcy zbombardowali po raz drugi, tym razem doszczętnie szpital na Chełmskiej. Zginęła większość rannych i personelu. Wśród sanitariuszek zabitych była córka lekarza Sawicza – Maria Sawicz, studentka medycyny, dzielna sanitariuszka.

Odrębne wspomnienie należy się naszemu kapelanowi, księdzu Edmundowi Przybyle ps. Grzmot. Od pierwszych godzin powstania był on wszędzie, gdzie ginęli ludzie, gdzie trzeba było nieść pomoc i pociechę umierającym. Był niemal stale w szpitalu, choć można go było spotkać wśród żołnierzy na pierwszej linii. Należał bez wątpienia do najdzielniejszych i najbardziej ofiarnych, jakich znałem w powstaniu. Był też ogromnie lubiany przez rannych i personel szpitala. Gdy Niemcy zdobyli Sadybę, nakazali przygotować rannych do transportu na fort. Na fort ściągano ludność z całej Sadyby. Znoszono również rannych rozlokowanych, z braku miejsc w szpitalu, w prywatnych domach. Układane ich na siennikach kocach. Ranni od wielu godzin bez wody i jedzenia, bez opatrunku, bez środków przeciwbólowych, cierpieli nieznośnie. Wielu miało zgorzel. Rozluźniałem tylko bandaże, które uwierały, gdy obrzęk szybko narastał. Trzy sanitariuszki, które w tej chwili miałem koło siebie, padały się ze zmęczenia z nóg.

Na forcie przemawiał Von den Bach Zalewski. W swoim przemówieniu oznajmił między innymi, że ranni będą ulokowani w szpitalu pod opiekę lekarską, dostaną żywność i lekarstwa. Gdy odjechał, transportowano nadal rannych z odleglejszych domów. Zajęli się tym dr Datura i dr Ruszkowski. Ranni czekali na przeznaczone środki transportu. Pozwolono nosić dla nich wodę, żywności nie było. Niemiecki sanitariusz zapytał mnie, czego nam trzeba z leków. Prosiłem o morfinę. Otrzymaliśmy także trochę gazy i bandaże. Na początku odeszły transporty z lżej rannymi. Wywieziono ich na Dworzec Zachodni przeładowanymi do ostatnich granic ciężarówkami wojskowymi. Na środki transportu dla najciężej rannych trzeba było czkać najdłużej. Dopiero pod wieczór zaczęły ściągać zarekwirowane przez Niemców w okolicznych wsiach konne podwody. Na furmanki kładliśmy rannych. Wozy natychmiast ruszały. Była noc, kiedy dotarliśmy.

Oprócz naszych rannych znajdowało się jeszcze w tunelu pod przejazdem kilkudziesięciu rannych ze Starówki. Byli oni pozbawieni jakiejkolwiek opieki. Nikt nie umiał powiedzieć, co Niemcy zrobili z ich lekarzami i sanitariuszkami. Niemcy podstawili dwa pociągi elektryczne do Milanówka. Pierwszym z nich pojechał dr Krotowski i kilku sanitariuszek. Drugim wieźliśmy ostatnią grupę rannych, których układaliśmy między ławkami na podłodze i  w przejściach, ponieść ławki były zbyt krótkie. W Milanówka były już wcześniej pierwsze grupy naszych rannych lżej, których transport prowadził dr Ruszkowski. Dr Adam, dr Datura, dr Uliszewski zostali wywiezieni z lekko rannymi do obozu Pruszków.

Kiedy wreszcie odebrano ostatnich rannych, udałem się do budynku RGO, gdzie na strychu wyznaczono mi kwaterę. Nie jadłem nic i nie myłem się, zwaliłem się na siennik i obudziłem się po 24 godzinach.

Warszawa dn. 7.02.1973 r.

Aleksander Majda ur. 1919 r., w czasie wojny student medycyny, członek AK, ps. Gozdawa.

Źródło

Pamiętnik Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego – Powstanie Warszawskie i medycyna, wydanie II, Warszawa 2003 r.