WSPOMNIENIA Z POWSTANIA WARSZAWSKIEGO NA PRADZE

Chociaż powstanie na Pradze trwało krótko, jednak uważam, że powinny być zanotowane chociaż te informacje, które posiadam, są skąpe, ale może inni dorzucą dalsze. Nie wiem dużo, gdyż ostatnie trzy i pół miesiąca przed powstaniem przebywałam na Pawiaku aresztowana wraz z całą rodziną i dużą grupą przyjaciół dnia 14 IV 1944 w sprawie związanej z Ziutkiem Szczepańskim (autorem powstańczej piosenki „Pałacyk Michla, Żytnia , Wola”) i akcją zbrojną przy ul. Długiej. Ponieważ na dwa dni przed wywiezieniem więźniów z Pawiaka do obozów koncentracyjnych wysoko zagorączkowałam, zostałam umieszczona w szpitalu więziennym, z którego, już po ewakuacji Pawiaka zwolniono chorych więźniów w dniach 31 lipca i 1 sierpnia w godzinach popołudniowych. Wyszłam z Pawiaka z dużą grupą więźniów bez żadnych dokumentów i udałam się do cioci Marii Wyszomirskiej na Pragę (ul. Inżynierska), jedynej osoby, do której mogłam się zgłosić, gdyż cała moja rodzina była aresztowana wraz ze mną, a mieszkanie zostało zaplombowane przez Gestapo. Ciocia, którą tak nazywaliśmy, chociaż była siostrą mojej babci, ogromnie się ucieszyła z mojego powrotu. Została zupełnie sama. Jej córka Ludwika już od dwóch dni była zmobilizowana w Warszawie, a syn Janek od paru miesięcy w partyzantce na Wileńszczyźnie.

Następnego dnia, tj. 1 sierpnia porozumiałam się ze Staszką Grądzką, funkcyjną harcerką z Pragi, która poinformowała mnie o przygotowaniach do rychłego powstania. Obiecała, że uzgodni moje miejsce w punkcie sanitarnym lub patrolu ‑ moje przewidziane dla mnie miejsce w patrolu w Warszawie w związku z aresztowaniem przestało być aktualne ‑ i umówiła się ze mną na godzinę 18 w jej mieszkaniu przy ul. Kowieńskiej.

Postanowiłam wykorzystać ten czas i wpaść do przyjaciół: Dowiedziałam się u pp Skrzyńskich, że Leszek – student chemii jest już na punkcie zbornym, a Janusz, jego młodszy brat ma przydział na Pradze i czeka na wiadomość o czasie zbiórki. Potem poszłam na Brzeską, gdzie mieszkała Irka Słoniówna, siostra dzielnego Mietka Słonia, harcmistrza, rozstrzelanego w listopadzie 1943 r. na ulicy w Warszawie. Irka powiedziała mi, ze wybiera się na punkt do Warszawy, bo właśnie ją zawiadomili o zbiórce. Poszłam jeszcze do naszego domu przy ul. Ząbkowskiej, ponieważ spodziewałam się, że dozorca, p. Jurczak, będzie wiedział  coś o moim bracie, piętnastoletnim Jurku, który uniknął aresztowania tylko dlatego, że był niewysoki i na pytanie Niemca ile ma lat odpowiedział, że 10, co spowodowało, że go wykopano z karetki więziennej .

P. Jurczak poinformował mnie, że Jurek był przed dwiema godzinami i na rowerze pojechał do Warszawy na punkt zbiórki. W ten sposób nie zobaczyłam się z bratem przed powstaniem, spotkaliśmy się dopiero w 1947 roku, gdy po pobycie w stalagu i uwolnieniu przez Amerykanów, wrócił do kraju.

Było już po piętnastej, wobec tego postanowiłam wrócić do cioci. Na Inżynierskiej zobaczyłam Janusza Skrzyńskiego z dwoma ogromnymi paczkami. Na pytanie „Dokąd idziesz?” odpowiedział „Kończymy wojnę”. ‑ i poszedł ulicą Inżynierską w kierunku Dworca Wileńskiego. Spotkałam ciocię z dużą torbą, w której niosła pomidory z działki. W tym momencie znów zobaczyłam Janusza szybko wracającego: – Tu idą Niemcy – powiedział mi. Wobec tego zaproponowałam mu, że go odprowadzę na punkt zbiórki (to była ul. Kopna) i że pójdziemy ulicą 11 Listopada. Zgodził się, dał mi jedną paczkę (jak się okazało były to granaty), wzięłam go pod rękę udając spotkanie towarzyskie i ruszyliśmy. W tym momencie usłyszeliśmy warkot nadjeżdżającego z tyłu motoru, który nas minął, zatrzymał się i dwaj siedzący na nim Niemcy w mundurach zaczęli się nam bacznie przyglądać.

My kontynuowaliśmy nasz marsz udając ożywioną wesołą rozmowę. Zupełnie nie mogę zrozumieć, dlaczego Niemcy nas wtedy nie zatrzymali i nie zrewidowali. Nieoczekiwanie ruszyli naprzód i mogliśmy iść dalej. Na ul. Kępnej zobaczyłam w bramach dość liczne grupy młodzieży, przy jednej z nich Janusz powiedział „Cześć” ‑ i dołączył do kolegów w bramie.

Wiedziałam wtedy, że to naprawdę „już” i natychmiast podbiegłam do tramwaju i pojechałam na ul. Kowieńską do Staszki. Dużo później dowiedziałam się, że był to ostatni tramwaj, który dojechał na pętlę za wiaduktem przy ul. św. Wincentego, że wtedy rozpoczęła się strzelanina i że Niemcy wszystkich pasażerów tramwaju wyciągnęli na pętli i rozstrzelali. Pomnik ku ich czci znajduje się na cmentarzu Bródnowskim.

Staszki niestety nie zastałam (później powiedziała, że nie zdążyła do mnie przyjść, bo została pilnie wezwana na swoją placówkę), więc zostawiłam jej kartkę, że czekam na wiadomość od niej w domu i szybko wróciłam na Inżynierską. Weszłam jeszcze do domu nr 10, mieściła się tam szkoła, której niejednokrotnie spotykałam druhnę Marynę Jiruską, harcmistrzynię. Odbywały się tam zbiórki i był punkt kontaktowy. Rzeczywiście, zobaczyłam dużą liczbę młodzieży, niestety nie było tam druhny Maryny i ja nie znając nikogo z obecnych nie mogłam nawiązać kontaktu. Nie pozostało mi nic innego jak wrócić do domu i czekać. Jeszcze nie doszłam do mieszkania, które było na trzecim piętrze, gdy rozpoczęła się strzelanina uniemożliwiająca przez dwa tygodnie wyjście na ulicę Inżynierską. Ostrzał pochodził z niemieckiej jednostki wojskowej, która mieściła się przy ul. 11 Listopada.

W ten sposób byłam unieruchomiona przez całe dwa tygodnie żywiąc się niewielkimi zapasami cioci i pomidorami, które ocalały z działki.

Po tym czasie kontakt został nawiązany – dowiedziałam się, że działania powstańcze na Pradze trwały krótko z powodu małej ilości broni – od paru godzin do półtora dnia. Janusz Skrzyński po użyciu granatów przez jego oddział jeszcze w nocy przedostał się do swego domu. W tej okolicy Pragi najbardziej zacięte walki toczyły się koło Dworca Wileńskiego atakowanego przez powstańców, stąd ten intensywny ostrzał ulicy Inżynierskiej. Powstańcy musieli się ukrywać, nie mogli wychodzić na ulice patrolowane przez żandarmerię niemiecką Staszka zatrudniła mnie do przenoszenia leków, środków opatrunkowych, żywności i odzieży dla ukrywających się powstańców – kilka par dziewcząt przemieszczało się dość daleko, ja chodziłam na Grochów. W czasie jednej z takich wypraw nieoczekiwanie spotkałam dr. Mieczysława Ropka, internistę-ftyzjatrę ze Szpitala Wolskiego, który prowadził zajęcia kliniczne dla nas – studentów ze szkoły doc. Zaorskiego i tajnego Uniwersytetu Warszawskiego. Okazało się, że był on szefem sanitarnej służby powstańczej na Pradze. Pamiętam jego zdumienie, gdy mnie zobaczył: – Pani Janko, skąd pani tutaj? Przecież była pani aresztowana! – Po moim wyjaśnieniu zapytał, czy mam jakieś zajęcie, bo może mi coś zaproponować, ale szybko zrezygnował, gdy dowiedział się, co robię. Szkoda, mogłabym teraz powiedzieć coś o organizacji powstańczej służby medycznej na Pradze. Jeszcze przed moim aresztowaniem wiedziałam o organizowaniu punktów opatrunkowych przez Szare Szeregi na Pradze (proponowano mi w nich udział). Wiem ponadto, że w Szpitalu Weterynarii na Grochowie oraz w oddziale zakaźnym szpitala przy ul. Siennickiej w okresie końcu sierpnia i początku września 1944 r., kiedy Niemcy wyłapywali młodych ludzi na Pradze i wywozili do Niemiec, przechowano kilkunastu powstańców jako chorych na chorobę zakaźną – czerwonkę i tyfus brzuszny – w tym celu musieli otrzymywać zastrzyki wywołujące gorączkę oraz środki przeczyszczające. Niestety, Janusz Skrzyński został wywieziony i nie doczekał końca wojny – zmarł w obozie w kwietniu. W ten sposób pp. Skrzyńscy stracili obu synów, bo Leszek zginął w sierpniu w Powstaniu Warszawskim na barykadzie Starego Miasta.

Pod koniec sierpnia Niemcy zaczęli masowo wywozić młodzież z Pragi. Utrudniało to nam swobodne poruszanie po ulicach i w dużej mierze uniemożliwiało dalszą działalność. Ciocia obawiając się o mnie nawiązała kontakt ze swoją znajomą z Choszczówki i 3 września (tj. na dziesięć dni przed zajęciem Pragi przez wojska sowieckie) wywiozła mnie tam. Pierwsze dni w Choszczówce były niezwykle spokojne, ciche – w miejscowych domkach było wiele warszawskich rodzin z małymi dziećmi, nie było Niemców, dookoła drzewa, zielono. Ale już po 13 września, po wyrzuceniu Niemców z Pragi, zjawili się oni u nas, wyciągnęli paru mężczyzn do robót – i zatrzymali ich, a nas po paru dniach wyrzucili (niestety straciłam wówczas większość albumów ze zdjęciami, które wyniosłam z Pragi). W drodze do Jabłonny, gdzie mieszkała dalsza rodziny męża cioci, spotkaliśmy w Płudach oddział młodzieży z powstania, która ewakuowała się z Pragi i trafiłam na tragiczny moment, tuż po wypadku, kiedy zranił się śmiertelnie jeden z chłopców czyszcząc broń – pobiegłam do niego z opatrunkiem, ale już po chwili chłopak zmarł. Zdążyłam jeszcze ostrzec powstańców, żeby się dalej ewakuowali, bo jeden z mężczyzn w Płudach tchórzliwie wykrzykiwał, żeby całą grupę powstańców wydać Niemcom, bo mogą oni rozstrzelać wszystkich mieszkańców. Do niczego takiego szczęśliwie nie doszło. Nie wiem, jakie były dalsze losy tej młodzieży.

W naszej wędrówce do Jabłonny Niemcy nas zagarnęli do obozu w Buchniku (groziło nam wywiezienie do Niemiec), ale szczęśliwie jakieś panie pełniące doraźnie funkcje sanitariuszek ułatwiły cioci i mnie oraz paru innym osobom wydostanie się z obozu.

W Jabłonnej znalazłyśmy się wkrótce na linii frontu, pod dużym ostrzałem. Musiałyśmy się ukrywać jakiejś ziemiance, w której przechowywano ziemniaki, buraki i cebulę. Wychodziłam tylko po wodę i żywność. Wtedy przekonałam się, że zupełnie nie boję się kul, które gęsto świstały koło mnie, co na pewno przydałoby mi się, gdybym brała udział w działaniach powstańczych w Warszawie.

Jabłonna została zajęta przez wojska sowieckie i Berlingowców pod koniec października i wtedy natychmiast z ciocią wróciłyśmy na Pragę piechotą W domu cioci przy ul. Inżynierskiej, o dziwo, zastałyśmy Janka, którego oddział partyzancki przemieścił się między dwoma frontami i dotarł do Warszawy oraz Ludwikę, która – ranna w walkach na Czerniakowie ‑ została przewieziona łódką na Saską Kępę.

W listopadzie zgłosiłam się na studia medyczne do szpitala na Boremlowie, zamieszkałam wtedy u zaprzyjaźnionej koleżanki ze szkoły Zaorskiego, Irki Rudlickiej. Mieszkała ona tuż obok szpitala przy ul. Płowce 3. W tym czasie w domu Staszki powielałyśmy obie Biuletyn Informacyjny, który wtedy wychodził na Pradze. Trochę również pomagałam (ale tylko przenosząc jakieś meldunki) Jankowi, który wydawał Alarm – pismo konspiracyjne – do czasu kiedy on, kilku żołnierzy z jego oddziału, siostra Ludka – a przy okazji i ja -zostaliśmy aresztowani przez podporucznika Resortu Bezpieczeństwa Józefa Światłę. Po rozpracowaniu grupy wydającej Alarm szybko awansował on na kapitana, a następnie na pułkownika. Moje uwięzienie w willi w Aninie było krótkie (kilkudniowe), ale wkrótce potem zostałam ponownie aresztowana wraz z ciocią przez Światłę – przebywałyśmy w areszcie w komisariacie milicji na Grochowie, następnie w więzieniu w Otwocku. Byłam tam świadkiem okrutnych przesłuchiwań, wraz z ciężkim pobiciem kobiety, które ją doprowadziło do śmierci. To w lesie pod Otwockiem został zastrzelony w styczniu 1945 roku Janek oraz inni Akowcy. Z Otwocka zostałyśmy wraz z ciocią i kilku więźniami przewiezieni 17.01.1945 roku odkrytym samochodem ciężarowym (w silny mróz) do Siedlec, gdzie umieszczono nas w dużym więzieniu, w sali w której było około 80 prycz. I znów opatrznościowe wystąpienie wysokiej gorączki spowodowało doprowadzenie mnie do lekarza, a następnie do sędziego, który życzliwie uwolnił mnie i ciocię po siedmiu tygodniach z aresztu. Było to zwolnienie warunkowe, do sprawy, która na szczęście nigdy się nie odbyła. Po powrocie do Warszawy życie potoczyło się jak u wielu Warszawiaków w warunkach PRL – wróciła moja matka i siostra z obozu koncentracyjnego w Neubrandenburgu, odzyskaliśmy mieszkanie (ogołocone z wartościowszych rzeczy), powrócił z zagranicy ojciec, po dwóch latach brat, którego z obozu jenieckiego uwolnili przez Amerykanie. Ukończyłam studia na Akademii Medycznej w Warszawie, specjalizując się, początkowo w zakresie interny, a następnie pediatrii. Moja wieloletnia praca trwała do siedemdziesiątego lat życia. Po dyplomie wyszłam za mąż i miałam dwóch synów.

Do niedawna miałam uczucie żalu i poczucie niesprawiedliwości, że ominęło mnie uczestnictwo w walce do czego – można tak powiedzieć – przygotowywałam się przez całe życie . Jako dziecko żałowałam, że nie jestem chłopcem, żeby wstąpić do wojska, ale jako córka ochotnika z 1920 roku liczyłam, że może jakąś okazję w życiu będę jeszcze miała. W trzeciej klasie gimnazjum zapisałam się ochotniczo do Przysposobienia Wojskowego Kobiet, a na początku września 1939, przed oblężeniem Warszawy, zaangażowałam się do pracy w PWK, celem zbierania informacji o sytuacji w Warszawie i na frontach. Niestety ewakuacja mojego ojca wraz z Ministerstwem Spraw Wojskowych, w którym pracował, spowodowała, że wraz z matką, siostrą i bratem znalazłam się w Lubelszczyźnie we wsi Dębina Czysta koło Krasnegostawu (mama nie chciała się dalej ewakuować wraz z ojcem, za co jestem jej serdecznie wdzięczna). Stamtąd po powrocie pod koniec października do Warszawy natychmiast włączyłam się do działań konspiracyjnych. Początkowo było to tylko dostarczanie ubrań cywilnych oraz żywności ukrywającym się w Warszawie wojskowym, zwłaszcza oficerom, a potem uczestnictwo w kursie łączności (w tym nauka szyfrów), które prowadził mój wujek – ppor. Józef Milewski – żołnierz zawodowy, ukrywający się pod nazwiskiem Kowalski,w konspiracji o pseudonimie Aparat (niestety aresztowany, wysłany do Mauthausen-Gusen, gdzie został rozstrzelany 13.11.1940 roku). Potem uzyskałam kontakt przez znajomego mojego ojca p. Fruciaka i już w lutym 1940 zostałam zaprzysiężona w mieszkaniu p. Lusi (pseudonim Ila) mieszczącym się przy ul. Na Skarpie i odtąd przenosiłam meldunki, a potem roznosiłam prasę podziemną (początkowo w organizacji ZCZ, która włączyła się do ZWZ, a w końcu do PZP (przed powstaniem AK). Miałam też koniaki z dr Zygmuntową – Marią Zdziarską-Zaleską, która poza szeroką działalnością konspiracyjną szkoliła patrole sanitarne. Jednocześnie brałam udział w działalności Szarych Szeregów na Pradze – organizowanych przez harcmistrza Mietka Słonia i jako studentka medycyny prowadziłam kursy sanitarnych dla harcerek na Pradze.

Pewne informacje o działalności patroli sanitarnych na Pradze uzyskałam od zaprzyjaźnionej ze mną studentki medycyny, Ireny Rudlickiej-Michalak, która wraz ze mną uczęszczała do Szkoły doc. Zaorskiego.

Irka działająca w konspiracji AK prowadziła wiele kursów sanitarnych na Grochowie i na Pradze, jako patrolowa pięcioosobowego patrolu zgłosić się w punkcie zbiórki w szkole przy ul. Siennickiej. Po południu 1 sierpnia otrzymała rozkaz zgłoszenia się tam przed godziną 17. Trzy koleżanki były wówczas w lewobrzeżnej Warszawie, wyruszyła więc z jedną sanitariuszką i dwiema ukrywającymi się w sąsiedztwie Żydówkami, które wyraziły chęć uczestniczenia w działaniach przeciw Niemcom. Wszystkie cztery miały torby sanitarne i opaski AK i maszerowały w kierunku ul. Siennickiej. W drodze mijały szkolę przy ul. Kordeckiego, gdzie stał dwudziestoosobowy patrol niemiecki. Żołnierze ci nie zatrzymali ich, ale nawet odwrócili głowy nie patrząc na nie.

W tym czasie od strony Wawra ruszyły czołgi niemieckie i inne pojazdy z dużą liczbą żołnierzy. Z czołgu, który zatrzymał się na rogu ul. Grochowskiej i Czapelskiej Niemcy zaczęli intensywnie strzelać, tak że nie było możliwości ani przekroczenia ul. Grochowskiej, ani maszerowania dalej. Wobec tego dziewczęta ukryły się w piwnicy jednego z domów przy ul. Czapelskiej, gdzie spędziły noc. Już rano następnego dnia szukając łączności trafiły na punkt zborny AK przy ul. Zamienieckiej 71, który organizował przeprawy powstańców do Warszawy. Małżeństwo, mieszkające przy ul. Zamienieckiej przedostało się do Warszawy, natomiast Irka wraz z całym patrolem otrzymała rozkaz pozostania i prowadzenia działalności wywiadowczej. Studentka dentystyki była łączniczką z Warszawą – przenosiła uzyskane wiadomości. Później Irka dowiedziała się, że studentka ta została ranna i straciła nogę. Ukończyła jednak studia i pracowała jako dentystka.

Po dwóch dniach Irka z całym patrolem wróciły do domów, i chodziły codziennie do punktu przy ul. Igańskiej, skąd otrzymywały zlecenia obserwacji oddziałów niemieckich stacjonujących na Pradze i notowania ich oznakowania (numery i litery). Irka dane te zapisywała na własnej nodze i potem przekazywała je w punkcie przy ul. Igańskiej. Spotykała tam kilku powstańcow, którzy przekazywali te wiadomości dalej. Dziewczęta prowadziły rozpoznania po dwie, przy czym teren ich działalności był dość rozległy, bo obejmował miejscowości od Anina do Rembertowa i Kobyłki. W czasie tych zajęć dwukrotnie wraz z koleżanką została zatrzymana. Za pierwszym razem, w Żerżniu, zapędzono je do prania skarpetek (zaprowadzono je potem na wieżę kościoła i pokazano z oddali oddział sowiecki i szubienicę, na której wg Niemców zostali przez Sowietów powieszeni Akowcy). Za drugim,  na Serockiej, zostały zatrudnione do skubania około. piętnastu gęsi.

Następnie Irka została skierowana do pracy szpitalnej – pracowała na oddziale zakaźnym przy ul. Siennickiej, gdzie zaledwie paru pacjentów było chorych na czerwonkę, większość – to byli młodzi powstańcy, którzy się tu ukrywali przed wywiezieniem do Niemiec, a którym Irka wstrzykiwała mleko dla wywołania gorączki. Wśród nich był również nasz kolega Tadzio Zwoliński. W tym okresie Irka spotkała dr M. Ropka, który szedł z naszą koleżanką Marianką Sobotówną, do Śródborowa.

Dnia 13 września po zajęciu Pragi przez wojska sowieckie i Berlingowców oddział zakaźny opustoszał.

Życiorys

Urodzona 11 II 1924 w rodzinie urzędnika państwowego w Warszawie. W 1939 r. uzyskała małą maturę w Państwowym Gimnazjum im. M. Curie-Skłodowskiej w Warszawie. W 1941 r. uzyskała świadectwo dojrzałości na tajnych kompletach liceum przyrodniczego w Państwowym Gimnazjum im. E. Plater w Warszawie. Od września 1941 uczęszczała do szkoły medycznej doc. J. Zaorskiego w Warszawie, po ukończeniu której w 1943 studiowała w dalszym ciągu medycynę w Szpitalu Wolskim (obecnie Instytut Gruźlicy) na tajnym Uniwersytecie Warszawskim. Od jesieni 1939 r. miała kontakt z konspiracyjną armią polską (ZCZ, ZWZ, PZP), zaprzysiężona w lutym 1940 roku, brała czynny udział w pracach „Szarych Szeregów” na Pradze. W dniu 14 IV 1944 roku była aresztowana przez Gestapo i więziona na Pawiaku do 31 VII 1944 r., skąd zwolniono ją jako chorą wraz z chorymi i personelem szpitala więziennego w czasie ewakuacji szpitala.

Od początku listopada 1944 była studentką IV kursu Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Warszawskiego, mieszczącego się wtedy na Pradze ( ul. Boremlowska). W listopadzie 1944 została aresztowana przez RB i NKWD (Józef Światło) – w areszcie przebywała kilka dni, po czym ponownie aresztowana w grudniu 1944 – więziona w Otwocku, a następnie w więzieniu w Siedlcach, zwolniona po 7 tygodniach, wróciła na Pragę i kontynuowała studia medyczne. Absolutorium otrzymała 27 VII 1946. Od 1 VII 1946 do 21 IX 1947 odbyła staż lekarski w Szpitalu Wolskim. Dnia 22 V .1947 otrzymała dyplom lekarski, a 4 XI 1947, prawo praktyki lekarskiej. Od 1947 do 1949 pracowała w oddziale wewnętrznym Szpitala Wolskiego, następnie w Szpitalu Dziecięcym im. Karola i Marii, 1951 do 1971 w Klinice Diagnostyki Chorób Dziecięcych AM w tymże szpitalu. W 1971 wyjechała do Nigerii, gdzie pracowała jako docent pediatrii w Uniwersytecie im. Ahmadu Bello w Zarii i Kadunie do 1973, po czym wróciła do Szpitala Dziecięcego w Warszawie, pracując w III Klinice Ogólnopediatrycznej Instytutu Pediatrii AM. W 1976 rozpoczęła pracę w Centrum Medycznym Kształcenia Podyplomowego, w którym prowadziła Klinikę Pediatrii na terenie szpitala dziecięcego w Dziekanowie Leśnym do momentu przejścia na emeryturę w 1994. Od 1976 do 1982 była specjalistą regionalnym do spraw pediatrii, a od 1981 do 1982 przewodniczącą zespołu specjalistów regionalnych w CMKP. Stopień doktora  medycyny uzyskała w 1951, docenta w 1968, a profesora w 1982. Uzyskała specjalizację I stopnia w dziedzinie chorób wewnętrznych, II stopnia w zakresie chorób dziecięcych oraz podspecjalizację w zakresie kardiologii.

Członek Polskiego Towarzystwa Pediatrycznego i Polskiego Towarzystwa Lekarskiego. W latach 1958 do 1960 była sekretarzem, a w latach 1970-71 prezesem Oddziału Warszawskiego PTP. W latach 1983-86 jako wiceprezes Zarządu Głównego PTP, a w latach 1986-89 jako prezes odnowiła zerwane w stanie wojennym kontakty PTP z zagranicznymi Towarzystwami Pediatrycznymi oraz znacznie rozszerzyła współpracę z nimi organizując wspólne sympozja naukowe. Członek honorowy PTP – 1995 r. Członek korespondent Francuskiego Towarzystwa Pediatrycznego od 1995. W latach 1967do 1971 oraz 1974-78 była członkiem Zarządu Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego.

Brała udział w działalności redakcji paru czasopism lekarskich: była członkiem Komitetu redakcyjnego „Przeglądu Pediatrycznego”, Rady Konsultantów Naukowych „Wiadomości Lekarskich” i „Postępów Nauk Medycznych” oraz w Radzie Naukowej polskiego wydania JAMA.

Źródło

Pamiętnik Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego – Powstanie Warszawskie i medycyna, wydanie II, Warszawa 2003 r. oraz Bożena Urbanek Pielęgniarki i sanitariuszki w Powstaniu Warszawskim w 1944r. Warszawa 1988. PWN